wtorek, 28 lipca 2020

chapter XXIV

Darcy's pov
Darcy wpatrywał się bezmyślnie w talerz z obiadem przygotowanym przez matkę, niedbale rozsuwając jedzenie wokół ozdobnego obramowania naczynia, tworząc z niego swoistą fortecę ogradzającą pusty środek talerza. Z przybrudzonej, szklanej powierzchni naczynia spoglądały na niego pozbawione wyrazu oczy, których ogromna pustka wręcz krzyczała o uwagę.
Od kiedy jedzenie stało się dla niego czymś tak nieznośnym i wywołującym tak wielkie obrzydzenie? Każdy kęs sprawiał mu wręcz nadludzki wysiłek, do którego musiał się zmuszać, powstrzymując wzbierające w nim odruchy wymiotne. Zaczął nienawidzić siebie za to, co zrobił ze swoim postrzeganiem jedzenia, które przecież kiedyś było dla niego jedną z najprzyjemniejszych czynności. Teraz stało się jedynie szkodliwym wrogiem, którego urokom musiał opierać się za wszelką cenę. Jeden moment samowoli i zapomnienia prowadził do ogromnej katastrofy wzbudzającej w nim poczucie winy i jeszcze większe obrzydzenie do samego siebie. Ten sposób był lepszy. Przynajmniej robił coś, co miało mu pomóc mniej siebie nienawidzić i przestać czuć się we własnej skórze jak ohydny potwór, którego nikt nigdy nie zechce. Nawet jeśli wiązało się to z ciągłym nienasyceniem, poczuciem głodu, nerwowością i ogólnym osłabieniem. Przynajmniej było to działanie, które miało przynieść jakieś efekty. Innego wyjścia nie widział, a poza tym do wszystkiego ostatecznie było w stanie się przyzwyczaić.
Nie nazywał tego dietą bo tym nie było. Chciał po prostu jeść jak najmniej lub w ogóle pozbyć się potrzeby ciągłego zaspokajania głodu. Głód był prymitywnym i ograniczającym uczuciem, któremu ludzie musieli się podporządkowywać. Z resztą nawet rzeczy bezpośrednio związane z jedzeniem były odrażające. Poza tym wystarczy uświadomić sobie, że jedzenie jest głównie tylko chwilowym przeżuwaniem, co już samo w sobie powinno wywoływać obrzydzenie, a mimo tego przecież tak wielu osobom sprawia to niewypowiedzianą przyjemność. Całe to przyrządzanie wymyślnych potraw czy dobieranie różnych składników było bezsensowne, gdyż i tak chodziło tylko o to, by zaspokoić pierwotną potrzebę głodu. Ale ludzie muszą widzieć piękno i różnorodność nawet w tak żałosnej czynności jaką jest odżywianie się. Nawet tutaj wygląd odgrywał główną rolę. Darcy nie wiedział dlaczego mimo wszystkich posiadanych przekonań, jedzenie wciąż potrafiło wydawać mu się tak niezwykle kuszące.
Głód mógł stać się narzędziem manipulacji, ponieważ ludzie nie są w stanie żyć bez zaspokajania tej naturalnej potrzeby. Wystarczy tylko wyobrazić sobie, jak bardzo jest to niebezpieczne. Głód jest kolejną rzeczą, kolejnym popędem upodabniającym nas do zwierząt. A tym, co wzbudza największy niepokój, jest niemożność wyparcia się go.
Poza tym nie chodziło o jakiś określony wygląd sylwetki, ani o to że na szczupłe osoby zwykle patrzy się przychylniejszym okiem. Darcy po prostu nie mógł znieść tego jak wyglądało jego ciało. Nie wiedział czy kiedykolwiek byłby w stanie je zaakceptować. W ostatnich dniach często spędzał przed lustrem długie godziny, przyglądając się wszystkim swoim mankamentom, wypatrując każdej najmniejszej niedoskonałości. Właściwie było to jego jedyne zajęcie i wydawało mu się, że popadł w coś rodzaju maniakalnej obsesji, której już nie był w stanie sam się pozbyć. Jego myśli krążyły wciąż tylko wokół własnego wyglądu. Obsesyjne obserwowanie ciała doprowadzało go na skraj wytrzymałości psychicznej, gdy będąc już doszczętnie wyczerpanym nienawiścią do samego siebie zaczynał płakać z bezsilności. Jedyną rzeczą, jaką widział były ogromne płaty tłustego, bladego cielska. Wszędzie tylko niepotrzebna skóra i tłuszcz. A tak bardzo pragnął zobaczyć kości, chudość, smukłość, pociągłość. Tymczasem ciała wciąż było zbyt dużo. Zaczynał się gubić we własnych natręctwach nie będąc pewnym, jaki jest jego cel i do czego chce doprowadzić. Nie wiedział nawet od kiedy i czym to wszystko się zaczęło, ale jakikolwiek koniec wydawał się teraz zbyt odległy i wręcz niemożliwy.
Bo nikomu tak naprawdę na nim nie zależało. Przekonał się o tym już nie jeden raz. Zawsze był traktowany z góry, jak osoba nie warta niczyjej uwagi. Ot, taki zwyczajny chłopak, nie dostatecznie ciekawy, by można było się nim zainteresować. Kolejny pozer jakich pełno zlewający się z tłumem. Tak bardzo chciał, żeby ktokolwiek mógł na niego spojrzeć i dostrzec coś. Cokolwiek. Byleby to coś sprawiło, że dana osoba traktowałaby go inaczej niż każdy i chciałaby już z nim zostać. Najlepiej na zawsze. A jeśli nie na zawsze, to chociaż na trochę dłużej niż wszyscy jego znajomi, którzy traktowali go jedynie jako chwilową rozrywkę.
Ale co miał tak naprawdę do zaoferowania... Całe jego istnienie było puste i nijakie. Nie miał w sobie niczego, co czyniłoby go wyjątkowym. Zresztą takich interesujących osób było naprawdę niewiele.
Dla niego kimś takim był Edward. Cała jego osoba wyraźnie odznaczała się na tle innych, nawet jeśli on sam nie robił nic szczególnego, by jakoś zwracać na siebie uwagę. A kiedy tylko Darcy mógł z nim przebywać, znajdując się w blasku jego wyjątkowości, czuł tak ogromne szczęście, że zapominał o tym, jak niewiele znaczy dla reszty świata. Może tylko on widział to niezwykłe „coś" w Edwardzie, a inni, włącznie z nim samym, dowiadując się o tym jedynie by go wyśmiali. Ale coś wciąż bezustannie ciągnęło go do tego chłopaka i nie miał już sił, aby się przed tym wzbraniać. Nigdy nie spotkał nikogo takiego jak on i wiedział, że niemożliwym byłoby wyrzucenie go z pamięci. Tylko, że Edward nie chciał mieć z nim nic wspólnego. Darcy był dla niego nikim, a już na pewno nie osobą, z którą chciałby się zadawać.
Musiał coś ze sobą zrobić. Jeśli mimo usilnych prób nie był w stanie zainteresować nikogo swoim wnętrzem, musiał zająć się swoim wyglądem. Zaczął myśleć, że atrakcyjnością potrafiłby przynajmniej wzbudzić u innych szacunek. Może chociaż to mogłoby przykryć warstwę nijakości i zainteresować kogokolwiek, na tyle by chciał szczerze przy nim zostać. Nie wiedział, czy było to dobre rozwiązanie, ale w każdym razie jedyne, jakie miał.
Poza tym już sam nie był pewny, czy cała ta obsesja miała jakikolwiek powód. Chodziło głównie o to, aby podejmować jakieś działanie i nie spędzać bezczynnie kolejnych dni. Może to wszystko ostatecznie mogłoby przynieść mu choć odrobinę samoakceptacji, a może nie. Zresztą w obecnym zbyt zaawansowanym stanie zaistniałej sytuacji rozważanie jakiegokolwiek celu nie miało sensu. Na to wszystko było już za późno.
- Darcy, skończyłeś już? – spytała mama siedząca naprzeciwko, patrząc na niego z troską w oczach.
- Tak. – odparł, odsuwając od siebie pełny talerz.
- Ostatnio coś mało jesz... - kobieta wbiła w niego wzrok wyraźnie oczekując, aby kontynuował rozmowę.
Darcy nienawidził takiego zachowania u dorosłych. Często próbowali na siłę sprawiać wrażenie ostrożnych i delikatnych, co tylko wprawiało go w irytację. Czuł się wtedy jeszcze bardziej zdegradowanym do roli nic nieznaczącego dzieciaka.
- Nie mam apetytu. – uciął szybko wstając od stołu, byleby tylko nie mieć przed oczami pełnej bólu, zatroskanej twarzy matki.
- Jesteś pewny, że wszystko w porządku? – zawołała za nim, gdy kierował się do swojego pokoju.
- Taak, wszystko jest okej. – odkrzyknął, zamykając szczelnie drzwi.
A potem bezsilnie opadł na podłogę, nie mogąc powstrzymać fali płaczu, która wstrząsnęła całym jego ciałem. Wiedział już jak będzie wyglądała reszta jego dnia, a potem kolejny dzień i jeszcze następny.
To cierpienie, na które sam siebie skazywał.
mam mieszane uczucia, co do tego rozdziału, ale mam chociaż nadzieję, że udało mi się w miarę uchwycić jak to wygląda i przy tym jakoś nikogo nie urazić, choć każdy może przechodzić inaczej różne rzeczy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz