wtorek, 28 lipca 2020

chapter X

Sherilyn's pov
rebelwithoutacause: hej, jak mija ci ten paskudny dzień?
minutebyminute: całkiem w p...
- Shery, chodź ze mną do łazienki. Muszę ci koniecznie o czymś powiedzieć! - dziewczyna usłyszała nad sobą śpiewny głos Daphne. Natychmiast podniosła się z podłogi i z uśmiechem dała się zaprowadzić w stronę damskiej toalety.
- Kochana, wiesz, że nie powinnaś tak siedzieć w kącie pod klasą. Po pierwsze możesz się w ten sposób przeziębić, po drugie dajesz tym zły przykład innym no i po trzecie, najważniejsze, ludzie utożsamiają cię ze mną, więc nie możesz się zachowywać jak typowy nerd. - Daphne chwyciła Sherilyn za przegub i spojrzała na nią swoimi błękitnymi migdałowymi oczami. Jej długie rzęsy zatrzepotały kilkakrotnie, gdy przyglądała się z powagą swojej przyjaciółce.
Sherilyn delikatnie potrząsnęła dłonią, wydostając się z uścisku blondynki.
- To był pierwszy raz, gdy coś takiego zrobiłam. Poza tym to tylko, dlatego że wszystkie ławki były zajęte. - brunetka wzruszyła ramionami i usadowiła się na parapecie.
Daphne wyminęła ją przechodząc wzdłuż szeregu kabin toaletowych. Różowym butem na obcasie zaczęła przejeżdżać po drzwiach każdej z nich.
- Natychmiast wychodzić! Mamy teraz naradę z Shery! - krzyczała, a jej donośny głos zlewał się z oszałamiającym piskiem lakieru pocieranego o metal.
Drzwi kabinowe zaczęły się otwierać, jedna po drugiej, a przerażone uczennice umykały w popłochu do wyjścia, byle jak najdalej od jednej z najpopularniejszych dziewczyn w szkole.
- No. Załatwione. - Daphne zaśmiała się perliście, ukazując perłowo-białe zęby.
- Więc co to za tajemnicza sprawa? - Sherilyn uśmiechnęła się do przyjaciółki zachęcająco.
- Pamiętasz Chrisa z piątkowej imprezy? Spytał, czy chciałabym się z nim umówić! - Daphne pisnęła, nie ukrywając swojego podekscytowania.
- Och, to świetnie, prawda?
- Wiesz, to zależy... Musi być przystojny i popularny, żebym mogła się z nim pokazywać. Nie mogę chodzić z chłopakiem o niższej pozycji niż Max. - blondynka wydęła wargi na wspomnienie swojego byłego. - A ty co o nim myślisz?
- Cóż, jest naprawdę przystojny. Zdaję się, że jego ojciec jest szefem w jakiejś wpływowej firmie. Co znaczy, że musi być też bogaty. No i masa dziewczyn za nim szaleje. Umrą z zazdrości, gdy cię z nim zobaczą.
- Masz rację, jeny, po prostu cię kocham Shery! Jestem taka szczęśliwa. - Daphne zarzuciła ramiona na szyję brunetki i przyłożyła swój upudrowany policzek do jej twarzy.
- A ja jestem szczęśliwa, gdy ty jesteś szczęśliwa. - Sherilyn wyszczerzyła zęby w uśmiechu odwzajemniając uścisk.
- Widzimy się po lekcjach? - Daphne odsunęła się od dziewczyny spoglądając na nią z ekscytacją.
- Jasne. - Sherilyn zeskoczyła z parapetu i wyszła z łazienki razem z przyjaciółką. W myślach zaczęła psychicznie przygotowywać się na wieczór spędzony na paplaniu o Chrisie. Musiała dowiedzieć się o nim czegoś więcej, zanim spotka się z Daphne.
Brunetka skręciła na piętro, na którym miała zacząć się jej lekcja i wyciągnęła telefon z kieszeni, by móc wreszcie odpisać na wiadomość. Napisała do chłopaka jakieś dwa tygodnie temu i od tamtej pory pisali ze sobą codziennie. Dla Sherilyn była to perfekcyjna odskocznia od codzienności. Każdego dnia musiała nosić maskę i udawać kogoś, kim nie była. Nie miała znajomych, dlatego zaczęła zadawać się z Daphne. Musiała wcielić się w rolę kogoś innego, aby zostać jej przyjaciółką. Traktowała blondynkę jak dar z niebios, wciąż nie mogła uwierzyć, że ktoś taki jak ona chce się z nią zadawać. Nie mogła jej stracić, dlatego była gotowa zrobić dla niej wszystko. Mogła nauczyć się imion najprzystojniejszych chłopaków ze starszych klas, wystalkować ich profile na Facebook'u i dowiedzieć się, czym zajmowali się ich rodzice. Mogła zacząć nosić szpilki i krótkie miniówki, malować się i chodzić na imprezy, mimo że za tym nie przepadała. Mogła udawać, że jest szczęśliwa i dobrze się bawi, mimo iż tak naprawdę w duszy błagała niemo o pomoc. Cokolwiek, byleby zadowolić Daphne.
Sherilyn udawała kogoś innego całe życie. W szkole była zawsze pupilkiem nauczycieli, tą grzeczną dziewczyną, która zawsze dostawała najlepsze oceny. Wszyscy oczekiwali od niej jedynie sukcesów, więc nie mogła pozwolić sobie na porażkę. Zawsze dawała z siebie 101 procent, często szargając tym swoje zdrowie. Nie mogła nikogo zawieść. A już na pewno nie rodziców, którzy chwalili ją na każdym rodzinnym spotkaniu i opowiadali w pracy o jej wyczynach. Byli z niej tacy dumni. Gdyby choć raz zrobiła coś niewłaściwie, prawdopodobnie umarliby z żalu.
Dziewczyna zaczęła się już w tym wszystkim powoli gubić. Straciła swoją tożsamość i sama nie wiedziała, kim tak naprawdę jest. Nie wiedziała czy ma jakieś zainteresowania, czy jest coś co lubi albo coś za czym nie przepada. Zawsze trzymała się ściśle ustalonych zasad i norm panujących na świecie. Bała się wyrazić swoje opinie bo mogłyby być niezgodne z ogólnie przyjętymi informacjami. Nawet nie była pewna czy ma własne zdanie i czy w ogóle przysługuje jej taka swoboda.
O chłopaku, z którym pisała wiedziała niewiele. Miał na imię Darcy i był w jej wieku. Chodził do tej samej szkoły, ale zdecydowali, że na razie muszą się lepiej poznać, by później móc zaaranżować spotkanie. Sherilyn często czuła, że robi coś niewłaściwego. Właściwie za każdym razem, gdy wysyłała do niego wiadomość. Wiedziała, że nie powinna z nim pisać, nie powinna marnować czasu na takie bzdury jak internetowe znajomości. Miała tyle na głowie, a mimo to sama pierwsza do niego napisała. Wynikało to prawdopodobnie z jej chęci uszczęśliwiania wszystkich dookoła. Chciała poczuć się przydatna, choć raz. Wszyscy tylko wiecznie czegoś od niej wymagali, ale Sherilyn wiedziała, że tak naprawdę nikt jej nie potrzebował. Czuła się samotna, nawet gdy była w rodzinnym gronie, czy spędzała czas z Daphne na imprezie z setką osób. Myśl, że może być dla kogoś ważna ogrzewała ją od środka, sprawiając, że zapominała o trudach codziennego życia. Była w stanie oddać się i poświęcić dla kogokolwiek, kto okazałby jej choć trochę ciepłych uczuć.
- Jestem tak potrzebująca, że to aż żałosne. - Sherilyn wymamrotała pod nosem przemierzając korytarz. Rozglądała się dyskretnie dookoła. Każdy napotkany chłopak mógł być nim. Problem w tym, że większość siedziała z nosem w telefonie. Ciężko byłoby zgadnąć, który to ten właściwy.
rebelwithoutacause: „you're nutty as a fruitcake but I like you anyway"
Sherilyn spojrzała na wiadomość i poczuła jak jej serce zaczyna bić coraz szybciej. Powoli na jej twarz wypłynął szeroki, niekontrolowany uśmiech.
minutebyminute: zmieniłeś słowa, powinno być „I loveyou"*
* cytat z pierwszej części ,,Koszmaru z ulicy wiązów"
to już naprawdę 10 rozdział, wow. chciałam tylko krótko wspomnieć o tym, że bardzo cieszy mnie to, że tak dużo osób zaangażowało się w pomysł, który opisałam w poprzedniej notce. od ostatniego rozdziału zaczęło pisać do mnie wiele osób ze swoimi problemami albo podziękowaniami. albo po prostu takie, które potrzebowały się zwierzyć i nie miały komu. to tylko pokazuje, że to co robię ma jakiś sens i ktoś znajduje w tym jakąś otuchę. chciałam o tym wspomnieć bo to ważne. dziękuje Wam za zaufanie. to dla mnie znaczy naprawdę cały wszechświat!! tak się cieszę, że to opowiadanie przeszło taką piękną ewolucję. od teraz będę już realizować listę punktów, których jest 67, jeśli ktoś chciałby wiedzieć coś więcej o tym to można śmiało pisać.
dzięki, dzięki, dzięki, kooocham Was <3
P.S. jak Wam się podobał pierwszy rozdział z dziewczynkami?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz