Darcy's pov
- Co ty robisz?! – Sherilyn odepchnęła Darcy'ego od siebie, tym samym prawie doprowadzając go do upadku z huśtawki.
- Ale co... Co takiego zrobiłem? – wymamrotał Serenum, czując się niczym wierny psiak, dostający kopniaka od swojego pana za przewinienie, którego był kompletnie nieświadomy.
- Dlaczego mówisz mi te wszystkie rzeczy? – Sherilyn zdawała się być zdewastowana. Jej drobne ciało zaczęło drżeć pod cienkim płaszczem, a ona sama przez dłuższą chwilę skupiła wzrok na kamieniu leżącym tuż obok jej drobnej stopy odzianej w skórzanego buta. Wyglądała jakby przewijała w głowie wszystkie zdarzenia dzisiejszego dnia i długo się nad nimi zastanawiała, zanim w końcu z jej ust padło to jedno, szczególne pytanie, będące pierwszym zwiastunem nadchodzącej wielkiej burzy.
- Dlaczego mnie pocałowałeś?
Jej słowa wisiały między nimi w powietrzu, niczym ciemne chmury gromadzące się tuż przed ulewą, zajmujące całą wolną przestrzeń, coraz bardziej się zacieśniając, dusząc i zabierając tlen, tak przecież niezbędny do życia.
Darcy'ego uderzyła realność tej sytuacji. Poczuł się zawieszony gdzieś w przestworzach, jakby wszystko działo się w zwolnionym tempie, aby dać mu szansę na uświadomienie sobie przesłania pytania Sherilyn, które brutalnie wyrwało go z ospałego uniesienia.
Ona wcale go nie chce.
Nie kocha go.
Nawet go nie lubi.
Chciał się zapaść pod ziemię, a ogromny wstyd, który go ogarnął zaczął rozlewać się po całym ciele, dając swój upust czerwonymi plamami okalającymi policzki chłopaka.
Poniżenie.
Tak właśnie się czuł. Niczym poniżony dzieciak z nieokiełznanym popędem seksualnym, który został przyłapany przez własną matkę podczas oglądania porno. Czy naprawdę człowiek nie był w stanie powstrzymać swojego wewnętrznego id*; jądra ciemności*? Nawet jeśli wydawało się, że panuje nad sytuacją i nie da się ponieść swoim pierwotnym instynktom, one i tak wyjdą na wierzch w najgorszym możliwym momencie.
Wszyscy więc jesteśmy zwierzętami.
Ludzie wciąż dążą do kopulacji, zaspokojenia własnych, wrodzonych potrzeb. Muszą wciąż na nowo przekazywać swoje geny, byleby tylko nie zostać bez dziedzictwa, aby pozostał po nich choć jeden ślad istnienia. Własna interpretacja non omnis moriar*.
Utarło się, że to mężczyźni są tymi, którzy nie są w stanie powstrzymać własnego erotyzmu. Wiecznie wodzący oczami po ciałach kobiet, taksujący ich twarze, piersi, pośladki, łydki lubieżnym wzrokiem człowieka bezwstydnego. Nie mają oporów przed ukazywaniem swojego id, którego istnienie akceptują, biorąc je za rzecz całkowicie naturalną. Ludzką.
Ale czy właściwie można mówić o ludzkości w przypadku zupełnie zwierzęcego zachowania?
Seks miał służyć ludziom w jednym konkretnym celu. Płodzeniu potomstwa. Nazywa się to wdzięcznie „seks po bożemu". Ale każdy wie, że dawny cel przybrał zupełnie inną postać.
Hedonistyczna natura człowieka, wiecznie łaknąca przyjemności, choćby chwilowej, odnalazła ją w przygodnym seksie. Pomyślmy choć przez chwilę, do czego prowadzi niepohamowany popęd. Niezliczona ilość gwałtów, molestowania seksualnego, niechcianych ciąży. Chwilowa przyjemność dla jednej strony, może skończyć się koszmarem dla drugiej. A w dzisiejszych czasach odpowiedzialność zrzucana jest na płeć żeńską. Za krótkie spódniczki, bluzki na ramiączkach... „Same są sobie winne." Usprawiedliwieniem mężczyzny jest ich olbrzymi popęd seksualny, coś co przecież jest naturalne, a więc musi być akceptowane bez względu na inne czynniki. A więc dobrze. Mamy zwierzęta zamiast mężczyzn. Zwierzęta, które nie są w stanie powstrzymać swojego id, bo przecież już tacy są. W ten sposób wzrasta tolerancja szkodliwego zachowania, rodzi się pokolenie mężczyzn nie szanujących kobiet, traktujących je jedynie jak worki na spermę.
Pora się obudzić. Uświadomić sobie, że to my jesteśmy odpowiedzialni za własne czyny. Nie żadne id, czy naturalne potrzeby. Trzeba zadać sobie pytanie; chcemy być ludźmi czy zwierzętami?
Jednak Darcy nigdy nie uważał siebie za zwierzę. Oczywiście, zwracał uwagę na wygląd. I to dużą, chociaż starał się sobie wmówić, że wcale tak nie jest. „Liczy się wnętrze" – mówi facet, a potem ściska w talii jakąś piersiastą blondynkę. Nie oszukujmy się. Wygląd ma znaczenie. Chociażby podczas oglądania seriali lub filmów przyjemniej jest nam oglądać atrakcyjnych aktorów. Nie chcielibyśmy wiązać swojego życia z kimś, kogo aparycja nas nie pociąga. Zdarzają się różne przypadki, ale jednak na ogół „tylko to, co w środku ma znaczenie" jest mitem. Może właśnie z osób, których charaktery są dla siebie pociągające, powstają przyjaźnie. A sprawy wyglądu są przeznaczone relacjom miłosnym.
Oczywiście, miło jest popatrzeć na kogoś ładnego, ale czy kiedykolwiek robiąc to myślimy, co ta osoba może czuć będąc obserwowana? Jak zwykle skupiamy się tylko na sobie, albo z góry zakładamy, że musi jej to schlebiać. Co nie zawsze jest zgodne z prawdą.
Czy Sherilyn w ogóle pociągała go fizycznie? Raczej nie mógł ująć tego w ten sposób. Była całkiem ładna, ale nic poza tym. Więc skąd ten pocałunek? Wydawało mu się, że to po prostu była magia chwili, coś, co w tamtym momencie wydawało mu się być najodpowiedniejszą rzeczą, jaką mógł zrobić. Teraz czuł się po prostu strasznie głupio, jak zuchwały idiota, który sięgnął po to, co nie było dla niego przeznaczone.
Chciał po prostu umrzeć, zniknąć z powierzchni ziemi, skryć się przed naciskiem jej ciemnego, surowego spojrzenia. Wydawało mu się, że dobrze odczytał jej sygnały. Że go lubi, tylko jest zbyt nieśmiała, aby zdobyć się na pierwszy krok. Dlaczego nigdy nic mu się nie udawało? Pieprzony nieudacznik. Zakała ludzkiej nacji.
- Myślałem, że, no wiesz... Że czekałaś na to...?
„Jestem kurwa idiotą." – myślał, patrząc jak drobna twarz Sherilyn marszczy się w oburzeniu, z chwilą dotarcia do niej znaczenia jego słów.
- Więc już nie mogę być po prostu miła, żebyś nie pomyślał, że jestem w tobie zakochana?
- Nie, nie o to chodzi. Kiedy wysłałaś mi tę wiadomość, że jeśli kiedykolwiek miałabyś z kimś być to tylko ze mną, to naprawdę myślałem, że wiesz... Lubisz mnie. Choć trochę. – Darcy brnął coraz głębiej w bagnie poniżenia i zdawał sobie sprawę, jak bardzo idiotycznie i rozpaczliwie brzmi. Jakby próbował przekonać ją na siłę słowami o uczuciach, jakimi go darzy. Mimo iż wiedział, że to przegrana walka i nawet najpiękniejsze wyrażenie niczego nie zmieni. Tylko właściwie o co walczył? O jej miłość czy o własną samoocenę?
- Jezu Darcy. Lubię cię, ale nie w ten sposób. Źle to zinterpretowałeś. – Sherilyn przygryzła wargę i utkwiła wzrok w ziemi. – Wiedziałam, że mogłam ci tego nie mówić.
Darcy wpatrywał się w dziewczynę, dopóki nie skończyła wypowiedzi, po czym szybko odwrócił spojrzenie. Wciąż karcił się w myślach za swoje zachowanie. Za swoją ufność, naiwność, zbyt gwałtowny entuzjazm i zbyt wielkie oczekiwania. Czuł się, jak dziecko, które wybrało się na spacer z rodzicami wiedząc, że ścieżka będzie prowadzić obok lodziarni, a podczas przechodzenia koło sklepu z sercem pełnym nadziei, zostało pociągnięte przez rodziców w dalszą drogę, zamiast słodyczy dostając jedynie gorzki żal i rozczarowanie. Nie był nawet do końca świadomy tego, co działo się dookoła niego. Nie mógł nawet być pewny swoich uczuć do Sherilyn. Wyobrażał sobie, że są dla siebie wprost stworzeni, że tak idealnie się uzupełniają. Przecież tak dobrze się rozumieli. Te ich długie rozmowy o wszystkim i o niczym, minuty wypełnione przyśpieszonym biciem serca w oczekiwaniu na kolejną wiadomość... Myślał, że to świeże, pełne rumieńców początki młodzieńczego zauroczenia. A może jedynie chciał tak myśleć... Może tylko on tak myślał? Dlaczego nie dopuścił do siebie możliwości, że Sherilyn mogła oczekiwać od niego jedynie zwykłej przyjaźni? Więc to było jego id, które wzięło nad nim górę. Bo właściwie sam nie wiedział, z jakiego powodu tak usilnie trwał przy wyobrażeniu miłosnej relacji z Sherilyn. Dlaczego tylko taki sposób relacji mu pasował? Czemu nawet nie wpadł na to, że ona może go lubić jedynie jako znajomego? Ludzka natura jest zwodnicza, a id zawsze znajdzie sposób, by wypłynąć na powierzchnię, nawet jeśli jedynie w otoczce czegoś zupełnie innego, na pozór mniej szkodliwego. Bo dlaczego właściwie umiał myśleć o Sherilyn jedynie jak o swojej przyszłej dziewczynie? Czy to potrzeba bycia kochanym? Chęć bliskości drugiego człowieka, bycia dla kogoś ważnym, stania się czyimś skarbem; oczkiem w głowie? Samotność? Brak okazywanych względem niego uczuć? Potrzeba posiadania tej jednej szczególnej osoby, która byłaby tylko dla niego? I dlaczego właściwie z góry założył, że Sherilyn go zechce... Widocznie był zbyt pewny swojego wyglądu i charakteru. Nie mógł uwierzyć w swoją głupotę. Dlaczego ona w ogóle miałaby się w nim zakochać? Świadomość uderzyła w niego, niczym głaz i przygniotła całym swoim ciężarem, sprawiając, że poczuł się tak, jakby już nigdy nie miał się wydostać z obciążającej pułapki. A więc dobrze. W ostatecznym rozrachunku i tak okazało się, że jest tylko zwykłym śmieciem ze zbyt wybujałym mniemaniem o sobie.
Trwali w zupełnej ciszy przerywanej jedynie odgłosami ulicy. Ten moment zapoczątkował nieuchronnie zbliżające się końce ich małych światów, będące dla nich jedynymi właściwymi autentykami.
- Myślałam, że jesteś inny... - odezwała się Sherilyn ledwo słyszalnym szeptem, który jednak dotarł do uszu Darcy'ego.
- Nawet jeśli tak było, nawet jeśli okazałem się być tylko kolejnym zwykłym chamem i idiotą to powiedz dlaczego nie? Dlaczego nie moglibyśmy być razem? Co jest ze mną nie tak? – Darcy nie czuł dłużej skrępowania ani oporów przed mówieniem tego, co myśli. I tak zdążył się dostatecznie poniżyć w jej oczach i wiedział, że nic nie będzie w stanie wybielić jego wizerunku. Chciał się jedynie dowiedzieć. Czemu ciągle musi robić wszystko źle...
- To nie chodzi o ciebie, Darcy. Zresztą wszystko stało się zbyt szybko... Może gdybym lepiej cię poznała i spędzilibyśmy ze sobą więcej czasu to potoczyłoby się inaczej. Nawet nie myślałam o tobie w takiej kategorii. Chciałam po prostu w końcu mieć przyjaciela. Wydawało mi się, że ty chcesz tego samego, ale najwidoczniej oboje szukaliśmy czegoś innego.
- Najwidoczniej tak było. – skwitował Darcy czując zgryzotę cisnącą mu się do gardła i łzy zbierające się w kącikach oczu.
- To po prostu takie okropne, że przez ten cały czas chodziło ci tylko o jedno. – wypaliła Sherilyn nie mogąc się powstrzymać. – Mogłam to przewidzieć. Jesteś taki sam jak inni.
- O co niby mi chodziło? Myślisz, że chciałem cię tylko przelecieć? Nie masz gównianego pojęcia, jak było i co dla mnie znaczyłaś. Ty też jesteś taka, jak wszystkie. Od razu zakładasz, że jestem tylko perwersyjnym zboczeńcem, dla którego liczy się tylko seksualność. Nie masz cholernego pojęcia ile w tym wszystkim było myśli, wahań i strachu. Myślisz, że nie mam uczuć i dążę tylko do zaspokojenia swoich potrzeb? No to się mylisz. Nie każdy facet taki jest. Nie jestem chodzącym bezmózgim robotem, niezdolnym do emocji i głębszych przemyśleń. Ale dobrze, uznaj mnie od razu za idiotycznego zboczeńca, którym stałem się w twoich oczach po tym, gdy jedynie cię pocałowałem. – Darcy zakończył swój monolog, który pozwolił mu choć w drobnej części dać upust przytłaczającym go emocjom.
Oczy Sherilyn rozszerzały się coraz bardziej w miarę wypowiadania przez Darcy'ego potoku gorzkich słów, którymi ciskał w nią niczym kulami z pistoletu. A ona nie miała na sobie kuloodpornej kurtki.
- Jedynie mnie pocałowałeś?! Nawet nie zdajesz sobie sprawy, ile taki jeden pocałunek może znaczyć. Zresztą właśnie takich słów używają przestępcy seksualni usprawiedliwiający swoje czyny. Z takim myśleniem na pewno daleko zajdziesz. Może nie wszystko, co powiedziałeś jest kompletnym bullszitem, ale to i tak niczego nie zmienia. – powiedziała i szybko podniosła się z huśtawki. Chciała odejść jak najszybciej z tego przeklętego miejsca, zachowując przy tym jeszcze resztki godności.
Stała tak przez chwilę przed Darcy'm, który nawet nie patrzył w jej stronę, całkowicie skrępowana. Miała wrażenie, że jeszcze chwila i zacznie płakać.
- Pa, Darcy. – wymamrotała pod nosem i nie czekając na odpowiedź szybko opuściła plac zabaw.
- Pa. – rzucił chłopak kpiąco, wiedząc, że pożegnanie nie doleci do jej uszu i, że prawdopodobnie już nigdy więcej nie zamienią ze sobą ani słowa.
Darcy wstał z rękami w kieszeniach i kopnął ze złością kamień leżący nieopodal huśtawki.
„Jestem cholernym nieudacznikiem." – pomyślał czując jak ogarnia go złość i bezbrzeżna rozpacz powoli wkradająca się do jego umysłu i serca. Tak bardzo siebie nienawidził. Zawsze wszystko psuł. To w nim był problem. To w nim było coś, co odrzucało Sherilyn.
To w nim było coś, co odrzucało Edwarda.
Ten wniosek przyszedł nagle, zupełnie niespodziewanie, co wcale nie umniejszało bólu, jaki mu zadał.
Nikt go nie chciał i nigdy nie zechce. To z nim jest coś nie tak. To jego nie powinno tutaj być.
Bezsilność i żal przepełniły cały jego umysł. Długie, ciemne macki zaczęły owijać się wokół jego bezbronnego serca.
Darcy czuł, że zaraz wybuchnie. Musi, po prostu musi coś zrobić, inaczej nie wytrzyma, inaczej stanie się coś złego.
Z jego gardła wydostał się umęczony, zachrypnięty krzyk przepełniony goryczą i rozczarowaniem. Dźwięk rozpaczy Darcy'ego unosił się nad placem zabaw, wciąż ciepłą huśtawką, zaledwie przed chwilą opuszczoną przez Sherilyn, wpełzał do umysłu chłopca, szamocząc się w jego głowie i siejąc ziarna zwątpienia we wszystkim, co dotychczas było znane i dobre.
W ten sposób zaczął się początek jego końca.
*id - według psychoanalizy Freuda człowiek składa się z id, ego i super ego. id to coś, co mamy wrodzone z faktu bycia człowiekiem, popędy, pierwotne instynkty. idk jak to lepiej wyjaśnić XD tak, interesuje się takimi rzeczami
*jądro ciemności - według Josepha Conrada jądro ciemności to mroczna strona każdego człowieka, taka, która wychodzi na jaw w różnych sytuacjach.
*non omnis moriar - "nie wszystek umrę" by Horacy
wow, z czytania tht możecie się też czegoś nauczyć XD bardzo ważna nauka aka moje przemyślenia.
tak bardzo Was kocham, że aż napisałam nowy rozdział w tak krótkim odstępie czasowym! następny będzie pewnie dopiero za miesiąc XD
piszcie komentarze bo lubię je czytać :<
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz