Edward's pov
Kolejna nieprzespana noc, kolejne bóle głowy, kolejne wspomnienia z przeszłości tłukące się bezwiednie w myślach. Edward sięgnął po telefon. Godzina na wyświetlaczu wskazywała 4 rano. Chłopak jęknął boleśnie.
Ostatnio miewał problemy z zaśnięciem. Wciąż miał wrażenie, że wszyscy jego znajomi byli już dojrzali, szli naprzód, rozwijali się, a on nadal tkwił w przeszłości. Kiedy wspomniał znajomej, że ma zamiar przeczytać wszystkie tomy Harry'ego Potter'a jeszcze raz, ta obrzuciła go wzrokiem pełnym współczucia i litości.
Największym problemem Edwarda było to, że nie chciał dorastać. Nie chciał zakładać rodziny, mieć dzieci, nie chciał być w związku tylko, dlatego że tak trzeba. Nie chciał żyć zwyczajnym życiem. Pragnął czegoś większego. Chciał znaleźć osobę, która go zrozumie, a nie trwać u boku kogoś, kto jest tylko dobry i lepiej się z nim związać bo na nikogo lepszego nigdy już nie trafi. W takim wypadku związek nie miał dla niego sensu. Tylko jeden jedyny raz w życiu Edwardowi wydawało się, że się zakochał. Nie był pewny, co przyciąga ludzi do niego, ale wiedział, że dla tamtej dziewczyny również nie był obojętny. Gdy tylko ją widział serce skakało mu z radości, kochał wszystkie jej wady i zalety, chciał tylko jej dobra i przestał myśleć o swoich własnych potrzebach. Nigdy nie chciał się zauroczyć, myślał, że to nie jest dla niego. Na widok obściskujących się par dopadała go irytacja, ale w końcu on sam wpadł po uszy. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie to, że między nimi do niczego nie doszło. Edward próbował nawiązać z ową dziewczyną znajomość, ale skończyło się to kompletnym fiaskiem. Ograniczali się tylko do spojrzeń, przelotnych uśmiechów i delikatnych dotyków. Na tym skończyły się miłosne ekscesy Edwarda. Od tamtej pory wrócił do punktu wyjścia. Nikt mu się nie podobał i zaczął nawet myśleć, że czeka go życie singla, co wcale nie wydawało się taką złą opcją. Czasem jednak czuł się bardzo samotny, tak jak właśnie w tej chwili, leżąc w ciszy, otoczony ciemnymi ścianami swojego pokoju.
Wiedział, że już nie zaśnie, więc zwlókł się z łóżka i poszedł do łazienki. Zapalił światło skrupulatnie omijając wzrokiem lustro zawieszone na środku pomieszczenia. Nienawidził na siebie patrzeć, w jakiś sposób sprawiało mu to dyskomfort. Ostatecznie, jednak, przemył twarz wodą i spojrzał na swoje odbicie. Sine wory pod oczami, niezdrowo blada cera, kosmyki czarnych, farbowanych włosów niedbale opadające na czoło.
„Mógłbym grać wampira w jakimś tanim horrorze" pomyślał kpiąco chłopak, ciesząc się, że poczucie humoru, a raczej jego brak wciąż pozostał u niego niezmienny.
Zaparzył kawę i odpalił laptopa. W wolnych chwilach lubił pisać opowiadania. Od jakiegoś już czasu pracował nad jedynym, refleksyjnym, które pokazywało bezsensowność życia. Chciałby je kiedyś wydać, aby otworzyć ludziom oczy na pewne sprawy.
Wszyscy w domu jeszcze spali. Rodzice Edwarda byli w separacji, ale mieszkali pod jednym dachem, ponieważ nie potrafili się dogadać. Dla chłopaka była to ciężka sytuacja, nie wiedział, po której stronie ma stanąć. W domu wisiała aura niewypowiedzianej nienawiści, a on sam czuł żal do obojga rodziców. Dlaczego dorośli nie potrafią zachowywać się jak dorośli? Myślą tylko o sobie i o tym, aby im było wygodnie.
W domu oprócz Edwarda mieszkał też jego młodszy brat, Will. Sprawiał wrażenie nieprzejętego całą sytuacją, ale starszy Auxilio wiedział, że jego brat bardzo wszystko przeżywa. Nie mieli ze sobą zbyt dobrej relacji, właściwie każdy z nich miał swoje odmienne zainteresowania, którym poświęcał czas. Edward w domu czuł się obco i nie miał na kogo liczyć. Jedyną osobą z rodziny, której ufał była jego babcia. Kochał ją nad życie. Zwierzał się jej ze wszystkiego, zawsze to do niej przychodził z płaczem, gdy działo się coś złego.
Po skończeniu rozdziału Edward wyszedł z domu zamykając starannie drzwi. Spojrzał w różowoszare niebo i odetchnął głęboko. Zostawiając dom za sobą, czuł jak kamień leżący gdzieś w środku jego serca robi się coraz mniejszy. Czasem czuł się tam jak w więzieniu.
Dla Edwarda rozpoczynała się właśnie druga klasa liceum. Całe wakacje przesiedział samotnie pisząc lub trwoniąc czas w inny sposób. Lista poznanych osób - zero, lista nabytych wspomnień - zero, lista przeżytych przygód - tutaj również zero. Chłopak westchnął kopiąc kamień leżący na drodze. Już czuł, że zaczyna łapać doła. Dodatkowo, szkoła właśnie się zaczynała. Każdy dzieciak wie, że szkoła jest do dupy. Musisz tylko przetrwać to piekło, z którego i tak nic nie wyniesiesz. Edward miał na tyle szczęścia, że nikt w szkole go nie prześladował. Właściwie ludzie omijali go szerokim łukiem. Zawisła nad nim łatka „dziwaka-mruka-z którym nie da się pogadać-bo jest za sztywny". W sumie to nie było takie złe, przynajmniej nie musiał się wysilać, aby podtrzymać z kimś rozmowę. Zresztą już dawno zauważył, że rozmowy z ludźmi nie przynoszą mu radości. Nie spotkał jeszcze nikogo, kto zaciekawiłby go swoim sposobem myślenia. Ciągle tylko wieczne „co tam?" lub „co było zadane?". No i ta sztuczna życzliwość. Rzeczywiście już lepsza była samotność niż narażanie się na taki sposób spędzania czasu.
Nie było jednak tak, że ludzie nie próbowali się z nim porozumieć. Miał nawet kilka „romantycznych" epizodów. W pierwszej klasie Edward ubzdurał sobie, że pewna dziewczyna wciąż go obserwuje, więc gdy podeszła do niego i spytała, czy słucha The Misfits obrzucił ją tylko pogardliwym spojrzeniem. Następnie trafił na dziewczynę, która zaproponowała mu wspólne wyjście. Edward bezwiednie się zgodził bo był w ogromnym szoku. Nigdy nie czuł się przystojny, ale wiedział, że nie jest najbrzydszy. Miał ochotę wypróbować na biedaczce swój eksperyment ludzki, który później zamierzał opisać w swojej książce. Zaczął jej opowiadać same najgorsze rzeczy o sobie, często też kłamał, by ją do siebie zniechęcić. Wydawało mu się to świetnym pomysłem sprawdzenia lojalności. Po niedługim czasie dziewczyna zerwała z nim kontakt, a Edward był całkiem zadowolony z wyniku swoich obserwacji. Raz nawet zdarzyło się, że dostał liścik z „tajemniczą" wiadomością i numerem telefonu, który wylądował wraz z pomiętą chusteczką i skasowanym biletem w otchłani jego kosza na śmieci.
Edward sam o sobie myślał, jako o nierozumianym artyście. Spełniał wszystkie wymogi bohatera werterowskiego. Brakowało mu tylko nieszczęśliwej miłości - powodu, aby popełnić samobójstwo. Sam siebie nie rozumiał, wciąż miał wrażenie, że jeszcze nie odkrył do końca swojej osobowości. Inaczej zachowywał się przy rodzinie, ludziach z klasy, a jeszcze inaczej z samym sobą. Czasem ta niewiedza napawała go przerażeniem bo nie wiedział na co go stać. Uwielbiał otaczać się ciężką muzyką, horrorami. Przy tym wszystkim był melancholijny i sentymentalny. Miał cały segregator z pamiątkami z dawnych lat. Edward był introwertykiem, zamkniętym w sobie, stroniącym od ludzi. Pogardzał ludźmi, ich przyziemnymi sprawami albo bezsensownymi wybuchami radości. Nie dopuszczał nikogo do siebie, a później użalał się, że brakuje mu znajomych. Nie umiał zaakceptować tego, że w samotności czuje się najlepiej i tak naprawdę nie potrzebuje nikogo, aby być szczęśliwym. Żył wspomnieniami z dawnych lat, zamiast dorosnąć. Był nawet taki czas w życiu, że wspomnienia dobrych czasów były jedynym powodem, dla którego dalej żył.
W drugiej gimnazjum Edward przechodził przez depresję. Ten czas wspominał jako najgorszy w swoim życiu. Do dziś nie wiedział, co było jej powodem. Brak satysfakcji z własnego życia, uczucie wyobcowania... Codziennie udawał, że nie dzieje się z nim nic złego, podczas gdy w głębi duszy planował nawet swoje samobójstwo. Doszło do tego, że miał już napisany list pożegnalny. Nie powiedział o niczym rodzicom, którzy lekceważyli wszystkie znaki, żyjąc w kompletnej nieświadomości. Odbierali zachowanie Edwarda jako przejściową fazę. Nie mogło być mowy o tym, by coś poważnego dolegało ich synowi, przecież miał wszystko, czego tylko chciał. Wygranie samemu walki z depresją było największym sukcesem Edwarda. Był w tak okropnym stanie, że nie wiedział, czy będzie w stanie tego dokonać. A jednak jakimś cudem mu się udało.
Właściwie ludzie nie byli źli dla Edwarda, traktowali go całkiem życzliwie, lecz obojętnie. Nigdy nie spotkał się ze złym traktowaniem, za co naprawdę dziękował losowi. Jego największym marzeniem od dzieciństwa było znalezienie najlepszego przyjaciela. Gdy zdmuchiwał świeczki na torcie urodzinowym, zawsze to życzenie wypowiadał w myślach. Przez jego życie przewinęło się kilka ważnych lub mniej osób. Zazwyczaj jednak ludzie go zawodzili i zostawiali samego. 3 klasa gimnazjum była dla Edwarda najlepszym czasem. Miał wtedy paczkę znajomych - Lucy i Alex'a, z którymi zawsze się trzymali. Przeżyli razem wiele wspaniałych, często zwariowanych i zabawnych chwil. Wtedy i tylko wtedy Edward korzystał w pełni ze swojej młodości. Po roku paczka się rozpadła, a życie toczyło się dalej dla każdego z nich.
Edward, jak przystało na samotnika spędzającego dużo czasu w domu, miał internetowych przyjaciół. Jednym z nich była Luna jego najlepsza przyjaciółka, którą poznał, gdy miał 13 lat. Mówili sobie o wszystkim, często do siebie dzwonili. Tylko ona rozumiała Edwarda i tylko z nią mógł porozmawiać o czymkolwiek, tylko chciał. Po czterech latach znajomości Luna zerwała kontakt z chłopakiem. Dla niego był to cios w serce, po którym nadal nie mógł się otrząsnąć. Każda jego znajomość kończyła się niepowodzeniem. Zrozumiał, że tym wszystkim ludziom nigdy tak naprawdę na nim nie zależało. Dla nikogo nigdy nie był ważny. Spędził długie godziny zastanawiając się, co jest z nim nie tak. Mimo, że zawsze się starał i w żaden sposób nikogo nie skrzywdził, ludzie i tak po czasie odchodzili, pokazując mu jak bardzo im nie zależy. Edward czuł się otoczony przez nieczułych egoistów, myślących tylko o sobie. W liceum często spotykał się z jakimiś przykrymi uwagami, które zazwyczaj brał bardzo do siebie. Zdecydowanie bardziej cenił spokój, więc sam odsuwał się od ludzi.
Przechodząc koło grupy śmiejących się ludzi, spojrzał na nich z pogardą i wytężył wzrok, by odszukać Sarah - dziewczynę śmiejącą się najgłośniej z nich wszystkich. Sarah była jedną z najpopularniejszych dziewczyn w szkole. Miała wszystko - znajomych, sławę, dobre oceny. Mimo uśmiechu na jej twarzy, jej oczy zawsze pozostawały smutne. Edward raz zobaczył jak dziewczyna płakała sama pod ścianą, a na jej przegubach widniały czerwone szramy. To nauczyło Edwarda, by nie oceniać ludzi zbyt pochopnie. Każdy ma swoje problemy, nawet jeśli tego po nim nie widać.
Edward nie angażował się w życie szkoły, starał się zwracać na siebie jak najmniejszą uwagę. W liceum i tak każdy myśli tylko o sobie, więc nie było z tym większych trudności. I w końcu wszyscy przestali zwracać uwagę na Edwarda, który tak dobrze wpasowywał się w tło, a jednocześnie tak bardzo się z niego wyróżniał. Chłopak wyrósł z założenia, że i tak ostatecznie spieprzy każdą znajomość, więc przestało mu zależeć, stał się oschły i małomówny. Wolał, aby nikt nie naruszał jego strefy prywatności.
Przechodził w życiu przez fazę „emo", buntował się przeciwko światu i „żył w ciągłym cierpieniu". Teraz już z tego wydoroślał, nie chciał niczego udowadniać bo wiedział, że i tak nikt go nie słucha. Żył tylko z dnia na dzień bez konkretnego celu. Życie już dawno przestało mieć dla niego sens, ale nie był na tyle odważny, by spróbować się zabić.
Gdy zadzwonił dzwonek na lekcje, podniósł się mozolnie z połogi, na której siedział przez ostatnie 20 minut i powłócząc nogami udał się do gabinetu. Edward siedział sam, w ostatniej ławce przy oknie. Miał stamtąd dobry widok na przedszkole osadzone na pagórku. Widok bawiących się, roześmianych dzieci wzbudzał w nim melancholię.
Jego wychowawczynią była nauczycielka angielskiego, która niezwykle inspirowała Edwarda. Do pisania, poznawania dzieł literackich. Była kobietą z pasją, która kochała swój zawód. Oprócz tego, zawsze była życzliwa i każdy czuł się dobrze w jej klasie.
- Dzień dobry, aniołki, mam nadzieję, że dobrze spędziliście wakacje. - zaczęła z dobrodusznym uśmiechem. - Mam dla was kilka informacji. Na stronie szkoły możecie już znaleźć plan lekcji na kolejne dni. Jutro przychodzi do nas nowy uczeń - Darcy Serenum. Mam nadzieję, że się dogadacie i przyjmiecie go z życzliwością.
Po klasie przetoczył się szum, który po chwili spekulacji nad osobą „tego nowego" ucichł i każdy powrócił do swoich spraw.
Dla Edwarda również nie była to żadna rewelacja. Ludzie przychodzą i odchodzą. Kompletnie nie obchodziła go nowa osoba w klasie. Jednak, gdzieś tam w środku, czuł drobną iskierkę nadziei, że może nowy chłopak nie okaże się całkowitym dupkiem. Mimowolnie zaśmiał się ze swojej naiwności, iskierka szybko zgasła, a Edward powrócił myślami do swojego bezsensownego życia.
xxxxx
W pierwszym rozdziale skupiłam się bardziej na rozbudowaniu postaci Edwarda.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz