wtorek, 28 lipca 2020

chapter XII

Sherilyn's pov
Sherilyn już od godziny przeglądała Instagrama Daphne. Tydzień temu blondynka poznała Emmę, z którą szybko stała się niemal nierozłączna. Na każdym nowo dodanym zdjęciu Daphne spędzała czas z dziewczyną.
Sherilyn czuła się tak, jak gdyby na dnie jej serca tkwił duży, ciężki kamień. Ta cała Emma była naprawdę śliczna, choć brunetka usilnie starała się sobie wmówić, że jest przeciętna. Miała piękną figurę, błyszczące włosy i oliwkową cerę. Wyglądała przy zjawiskowej Daphne o wiele lepiej niż ona sama. Daphne nigdy nie wstawiała na Instagrama zdjęć z Sherilyn. Wcześniej brunetka nie skupiała się na tym i nawet tego nie dostrzegała. Ale skoro blondynka uważała ją za swoją przyjaciółkę to dlaczego miałaby się jej wstydzić...? To wszystko było takie fałszywe. Sherilyn powinna to przewidzieć, wiedziała, że zadawanie się z jedną z najpopularniejszych dziewczyn w szkole nie może trwać długo. A mimo to i tak się w to wszystko wpakowała. Bo naprawdę wydawało jej się, że Daphne ją lubi i ceni jako swoją przyjaciółkę. Tak bardzo się starała, była na każde jej zawołanie byleby tylko utrzymać ich relację. I tak wszystko na marne... Kolejna osoba kolejny raz ją zostawiła i oszukała na rzecz kogoś lepszego.
Co było z nią nie tak? Zawsze była dla każdego miła, nikomu nigdy nie zrobiła nic złego... Starała się żyć w zgodzie z całym światem. A gdy kogoś już polubiła, mogła nawet skoczyć za niego w ogień. To w niej musiał tkwić problem, a nie w innych. Każda jej znajomość kończyła się w ten sam sposób. Nawet jeśli trwała kilka lat i tak ostatecznie zostawała sama jak palec. Może była zbyt nudna i ułożona? Może to jej brak umiejętności makijażowych? Może to jej nieśmiałość i niechęć do ryzyka? Tak bardzo chciała się dowiedzieć, żeby móc zlikwidować tę cechę. Łaknęła przyjaciół, dobrych słów, poczucia, że znaczy coś dla drugiej osoby. Miała już dosyć wiecznego udawania i podporządkowywania się innym. Już dawno nauczyła się, że lepiej nie ujawniać własnego zdania przed innymi. Lepiej było nie opowiadać im o sobie, żeby ich do siebie nie zniechęcić. Dlatego Sherilyn zawsze tylko słuchała i ukrywała przed światem to jaka jest naprawdę. Mało osób cokolwiek o niej wiedziało, ale nikt nawet na nią nie naciskał, żeby się dowiedzieć. Chciałaby choć raz móc poczuć się przy kimś swobodnie. Żeby znalazła się choć jedna osoba, która polubi ją za to jaka jest, a nie tylko, dlatego że była gotowa zrobić wszystko, aby utrzymać znajomość.
Nigdy nie znajdzie prawdziwego przyjaciela.
Ta prawda uderzyła w nią zupełnie niespodziewanie i tak gwałtownie, że łzy natychmiast wezbrały w oczach dziewczyny. Nikt nigdy nie starał się o to, aby być jej znajomym i nikt nigdy nie będzie. Jest nikim. Śmieciem, z którym nikt nie chce się zadawać, który rozpaczliwie czepia się każdej życzliwej osoby. Nikt jej nie potrzebuje i nikt jej nie chce. Każdy bez skrupułów mógłby ją wymienić na lepszy model.
Sherilyn położyła się na łóżku i przytuliła do swojego pluszowego Misia. Miała go od kiedy skończyła dziesięć lat. Był cały biały i miał różowe serduszko po prawej stronie ciałka. Każdej nocy zasypiała razem z nim w ramionach. Wiedziała, że przynajmniej on nigdy jej nie zostawi. Miał na to zbyt wielkie serce.
Łzy ciekły jej z oczu i wsiąkały w kwiecisty materiał kołdry. Brunetka leżała bezsilnie i wgapiała się w ścianę naprzeciwko. Wisiało na niej zdjęcie Scarlett O'Hary z finałowej sceny „Przeminęło z wiatrem" z jej słynnymi słowami „After all, tomorrow is another day!". Kobieta uśmiechała się przez łzy, a na jej twarzy malowała się nadzieja.
„Jutro jest kolejny dzień..." - pomyślała Sherilyn i spróbowała się uśmiechnąć. Chciałaby być tak silna jak Scarlett...
Po chwili jej uszu dobiegł dźwięk dzwonka do drzwi. Dziewczyna nawet się nie poruszyła. Do niej i tak nikt nigdy nie przychodził.
- Sher, koleżanka do ciebie! - usłyszała głos ojca, który otworzył drzwi.
Sherilyn z bijącym sercem zeszła z łóżka i przejrzała się w lustrze. Otarła łzy i poprawiła włosy, by choć trochę doprowadzić się do porządku.
- Do mnie? - krzyknęła, wychylając się przez poręczę schodów.
Daphne stała w drzwiach, spływające łzy zostawiały ślady z tuszu do rzęs na jej policzkach. Miała na sobie tylko krótką sukienkę w panterkę. Gdy ich oczy się spotkały Sherilyn poczuła jak jej powieki zaczynają piec, a serce ścisnęło się w jej piersi. Nigdy przedtem nie widziała płaczącej Daphne.
Natychmiast zbiegła po schodach i objęła blondynkę. Daphne nieznacznie odwzajemniła uścisk.
- Chodź. - Sherilyn chwyciła dłoń dziewczyny i zaprowadziła ją do swojego pokoju.
- Co się stało? - spytała od razu, po tym jak Daphne już siedziała wygodnie na jej łóżku, opatulona kocem.
- Chris... Powiedział, że mam za małe piersi bym mogła się z nim umawiać. - blondynka siąknęła nosem i spojrzała w oczy brunetki z powagą.
Sherilyn poczuła jak ulatuje z niej całe powietrze. Miała wrażenie, jakby ktoś ją właśnie spoliczkował. Daphne przychodzi do niej, jak gdyby nigdy nic z idiotycznymi problemami wyssanymi z palca. Złość zaczęła w niej wzbierać, ale postanowiła, że zachowa spokój.
- Myślę nad zrobieniem sobie operacji...
- Kompletnie oszalałaś?! Nawet o tym nie myśl. Chłopcy są beznadziejni, dobrze o tym wiesz. Zależy im tylko na jednym. Nie potrafią myśleć. Jeśli ktoś chce być z tobą tylko, dlatego że masz ładną buzię to znaczy, że tak naprawdę ma cię gdzieś. Gdzie jest twoja godność, Daphne?
- Nie musisz się tak od razu unosić... Powiedziałam, że się nad tym zastanawiam, a nie, że to zrobię. Zresztą co ty możesz o tym wiedzieć, miałaś kiedyś w ogóle do czynienia z facetem?
Jej słowa uderzyły Sherilyn. Były jak ostre końce tępych noży - niespodziewane i bolesne. Brunetka zamilkła, nie będąc pewna co ma odpowiedzieć.
Sherilyn nigdy nie interesowała się mężczyznami ani nawet związkami. Nie była pewna czy nadawała się do bycia z kimś w związku. To wszystko wydawało się być zupełnie nie dla niej. Nie rozumiała miłości czy zauroczeń bo nigdy nic takiego się jej nie przydarzyło. Istniała gdzieś, poza tym wszystkim. Myślała czasem, jak to by było być z kimś, ale zwykle na tym się kończyło. Miała nawet swój wymarzony ideał, ale tkwiła w przekonaniu, że ktoś taki nie istnieje. Przyjaźń była dla niej o wiele ważniejsza. Nigdy jeszcze się nie zakochała i nie wiedziała, czy ten moment w ogóle nastąpi. Miała zbyt wysokie wymagania i zawsze było coś, co nie pasowało jej w danym chłopaku. Zresztą wydawali się jej bandą bezmyślnych dzieciaków i to wszystko wcale jej nie pociągało. Żaden chłopak jeszcze się jej nie spodobał, a nie chciała być w związku tylko po to by w nim być. Pragnęła romantycznej miłości od pierwszego wejrzenia. Wiedziała, że prawdopodobnie nikt nie sprosta jej wymaganiom i że tym samym skazuje się na życie singielki. Ale wcale jej to nie przerażało. Oczywiście, było paru chłopców, którzy mieli do niej słabość i czegoś próbowali, ale dziewczyna szybko ich zbywała. Nie byli dostatecznie dobrzy. Czekała na osobę, przy której coś momentalnie zaiskrzy. Jeśli taka się nie znajdzie - trudno. Chciała chłopaka, który naprawdę by na nią zasługiwał.
- Shery, przepraszam. Nie powinnam była tego mówić... - Daphne pogłaskała ją po ramieniu i przez chwilę brunetce wydawało się, że widzi w jej oczach prawdziwą troskę.
- Nic się nie stało. Po prostu nie chcę byś zrobiła coś głupiego. Jesteś naprawdę piękną, zgrabną dziewczyną. I nie pozwól sobie wmawiać, że jest inaczej. A ten dupek Chris, nie wie co stracił. - Sherilyn uśmiechnęła się do przyjaciółki i uścisnęła jej dłoń pokrzepiająco.
- Masz rację, jak zwykle, Shery. - Daphne objęła Sherilyn ramieniem. - Poza tym, tęskniłam za tobą, nie odzywałaś się cały tydzień.
Brunetka poczuła ciepło narastające w jej sercu. Daphne za nią tęskniła. To do niej przyszła po pomoc, zamiast zwrócić się do tej głupiej Emmy. Pewnie sobie to wszystko ubzdurała, a Daphne tak naprawdę bardzo ją ceniła jako przyjaciółkę.
Blondynka wróciła do domu późnym wieczorem. Razem z Sherilyn spędziły kilka miłych godzin na gadaniu, plotkowaniu i spiskowaniu przeciwko Chris'owi. Brunetka była naprawdę szczęśliwa, że odzyskała z powrotem swoją przyjaciółkę. Poczuła się ważna dla Daphne i miała wrażenie, że teraz wszystko będzie już tylko lepiej.
Następnego ranka na twarz Sherilyn momentalnie wpłynął wielki uśmiech, gdy przypomniała sobie wydarzenia wczorajszego dnia. Chwyciła za telefon, by zobaczyć czy Daphne wysłała jej jakąś wiadomość. Niezrażona pustką w skrzynce, Sherilyn postanowiła, że pierwsza napisze do przyjaciółki.
Shery: cześć, jak się spało? Chciałabyś gdzieś dzisiaj ze mną wyjść?
Odpowiedź przyszła po dziesięciu minutach.
Daphnie: sorry, nocowałam u Emmy i raczej spędzimy razem dzień. Może pójdziemy na zakupy, buziole.
Daphne załączyła do wiadomości wspólne zdjęcie z Emmą, na którym dziewczyny obejmowały się i jadły razem śniadanie.
Daphne ją wykorzystała. Przyszła do niej tylko po to, by się wyżalić bo wiedziała, że Emma jej nie pomoże. Tylko naiwna Shery była zawsze gotowa, by udzielić porad czy dodać otuchy.
Sherilyn poczuła jak zalewa ją fala smutku, która przykrył całą wcześniejszą radość. Wpatrywała się bezsilnie w przysłane zdjęcie, do momentu, w którym nie mogła już rozróżnić konturów rozmazanych przez jej łzy.
czasem czuję się jak Sherilyn...
czy którykolwiek rozdział skończy się szczęśliwie...?
cieszę się, że czytacie to opowiadanie i przechodzicie przez to wszystko razem ze mną. zdaje sobie sprawę z tego, że problematyka nie należy do najłatwiejszych i najprzyjemniejszych. dlatego naprawdę podziwiam moich stałych czytelników i tych niestałych też. uwierzcie, będzie jeszcze ciężej, ale myślę, że warto. dziękuję, że jesteście <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz