Edward's pov
Edward zasunął za sobą drzwi łazienki, wolno przemierzając drogę do swojego pokoju. Czuł się kompletnie wyzuty z jakiejkolwiek siły fizycznej, całkowicie wyczerpany i wyniszczony. Przez co najmniej dwadzieścia minut kucał przed muszlą klozetową i wymuszał na sobie wymioty, by pozbyć się połkniętych tabletek. Zimna podłoga, obnażone łokcie, oślepiająca biel i tępy ból głowy. Raz po raz mrugał oczami, zaciskając powieki coraz mocniej, próbując odepchnąć od siebie wspomnienia tych druzgocących chwil.
„To się więcej nie zdarzy. Nie narażę siebie nigdy więcej na coś takiego." – powtarzał wciąż w myślach z pełną świadomością swojego kłamstwa.
Życie jeszcze nie raz go przytłoczy, a on nie będzie na tyle silny...
Chociaż. Właściwie może i będzie.
Całe jego istnienie składa się z odwiecznych upadków i prób. Zawsze sam wyciąga się z najgorszego bagna, które stało się jego udziałem. Mimo wszystkich niepowodzeń, całego trudu, bólu i porażek, on wciąż brnie dalej naprzód, szuka innych rozwiązań, próbuje coś zmienić. Nie poddaje się, będąc na skraju wyczerpania. Wciąż ma jakieś oczekiwania, nadzieję na nadejście lepszych czasów.
Chciałby żyć normalnie, tak jak wszyscy inni. Zdawał sobie sprawę z tego, że był chodzącym wrakiem człowieka, kłębkiem problemów, które go duszą i nie pozwalają normalnie funkcjonować. Potrafi je na chwilę okiełznać, uwiązać, tak jak się przywiązuje niesforne psy do słupa obok sklepu, żeby razem ze swoim wejściem nie wprowadziły niechcianego chaosu. Jednak po jakimś czasie jego emocje, jakieś zupełnie irracjonalne myśli i problemy same wypuszczają się na wolność, zrywają się ze smyczy i nie pozwalają mu oddychać. Edward nie jest w stanie całkowicie nad nimi zapanować. Jego władza jest ułudą, stanem przejściowym. W którymś momencie to wszystko się kumuluje i wtedy jest naprawdę źle. Wtedy dzieją się takie rzeczy, jak ta z dzisiejszego dnia.
Edward był przekonany, że inni żyją normalnie i nie przechodzą przez to samo co on. Oczywiście, w ich życiu zdarzały się jakieś niepowodzenia i przejściowe smutki. Jednak to wyglądało zupełnie inaczej niż u niego. Był tego pewny. To z nim było coś nie tak, coś w jego wnętrzu uniemożliwiało mu zwyczajne funkcjonowanie.
To wszystko doprowadziło go do myślenia o sobie, jak o odrębnej jednostce, która jedynie żyje gdzieś między ludźmi udając, że nie jest kimś specjalnym. Nie musi nikogo uświadamiać o swojej wyjątkowości bo żaden człowiek i tak nie jest tego godny. Musi jedynie udawać, że wszystko jest z nim w porządku. Zresztą ta wyjątkowość nie była dobrym darem.
Gardził ludźmi. Ich bezsensownymi rozmowami, sposobem myślenia, tym jak traktowali siebie nawzajem. Tą głupią i nieustanną potrzebą bycia z innymi. Jakby sami nie mogli sobie wystarczyć. A jeszcze gorzej czuł się, gdy wymagali od niego tej bliskości, której tak nienawidził. Wolał być sam. Zawsze tylko na siebie mógł liczyć. Co zmienią denne rozmowy o niczym albo spotkania, na których kolejne godziny są jedynie upływającym czasem, przeciekającym przez palce?
Gardził człowieczeństwem. Tym wszystkim, co składało się na nasze jestestwo. Gardził fizycznością, popędami, utartymi schematycznymi zachowaniami. Czy tylko na to było nas stać? Nie byliśmy w stanie wybić się ponad to, nadać jakiś sens temu wszystkiemu. Każdy z nas zmierzał tą samą wydeptaną ścieżką w drodze ku normalnemu, zwyczajnemu i nudnemu życiu.
Edward był w stanie wybić się ponad to. Co więcej, robił wszystko, aby jego życie nie wyglądało tak samo, jak innych, nawet jeśli miałby w ten sposób sam zadawać sobie ból. Nie da się porwać tej monotonnej fali bezruchu i lenistwa. Nie będzie żyć, tak jak wszyscy. Nie będzie miał rodziny, pięknego domu ani dobrej pracy. Będzie żył sam. Wiedział to, praktycznie od zawsze. Zbyt nienawidził ludzkich zachowań i zwyczajów, by się z kimś związać. Całe otoczenie go irytowało, dobrze czuł się tylko we własnym towarzystwie. Na myśl o tym, że miałby z kimś zamieszkać, znosić jego przyzwyczajenia, nie mieszczące się w granicach własnej tolerancji, miał odruch wymiotny i przechodziły go dreszcze. Wracać do domu, po to by zastać „drugą połówkę" przed telewizorem z brudnymi ciuchami walającymi się na podłodze. Albo, gdy ta osoba swobodnie wchodziłaby do łazienki, podczas gdy on załatwiałby tam swoją potrzebę. Tak bardzo nienawidził wszystkiego, co ludzkie. Nie wytrzymałby takiego życia. Czasem nawet trochę żałował, że jest skazany na samotność, ale wiedział, że po prostu to go czeka i już. W takim wypadku mógłby być najbrzydszym człowiekiem świata i wówczas nie byłoby mu niczego szkoda. Traktował ciało, jedynie jako powłokę, nie przywiązywał do niego wagi. Liczyły się myśli i to kim się było, pod tą skorupą. Dlatego trochę żałował swojego wyglądu. Nie był najpiękniejszy, ale nie był też najbrzydszy. Gdyby trochę się ogarnął, pewnie nie miałby problemu ze znalezieniem dziewczyny. Właściwie w tym całym jestestwie, tylko tego było mu szkoda. Taka twarz po prostu się zmarnuje, czeka ją samotność. Nikt nie pocałuje tych ust, nikt nie dotknie z czułością tych policzków, nikt nie spojrzy z zachwytem w jego oczy, nikt nawet nie dotknie jego nagiego ciała.
Chciałby być inny, mieć przed sobą zgoła inne perspektywy. Wiele razy zmuszał się do normalnego funkcjonowania wśród ludzi, ale to zwyczajnie ze sobą nie współgrało. Nie był jednostką społeczną i nikt nie mógł sprawić, aby było inaczej.
Gdy myślał o swojej przyszłości, wiedział, że zapowiadała się raczej szaro i nieciekawie. Ale zaraz uświadamiał sobie, jak dobrze jest mu być samemu i, że samotność wcale nie musiała być złym wyrokiem.
xxx
Edward usłyszał szczęk klucza przekręcanego w zamku. Po wszystkich zdarzeniach dzisiejszego dnia, szybko zapadł w głęboki sen z wycieńczenia. Skoro matka wróciła do domu, musiało być już po piątej.
- Hej mamo. – rzucił, schodząc niespiesznie na dół po schodach.
- Cześć, wydrukowałam dla ciebie to pismo do dyrekcji. Musisz je tylko przerobić. – powiedziała kobieta, podając mu pendrive'a.
- Dzięki, prawie o tym zapomniałem. – Edward chwycił urządzenie i przyłączył go do laptopa ojca.
Chodziło o jakiś świstek do szkoły, który każdy uczeń musiał przynieść. Kolejne bzdury. Edward szybko przebiegł wzrokiem po dokumencie, po czym zmarszczył brwi.
- Ale przecież tutaj nic nie trzeba przerabiać, wystarczy to tylko wydrukować.
- Trzeba tutaj wpisać swoje dane. – matka podeszła do niego i wskazała mu palcem odpowiednie miejsce.
- Tak, ale tego się nie da edytować. Trzeba to zrobić ręcznie.
- Nie trzeba tego robić ręcznie.
- Jezu, czy naprawdę jesteś aż tak głupia, że nie widzisz, że nie da się tego zrobić! – Edward wpadł w frustrację.
Matka spojrzała na niego ze złością i uderzyła go w ramię.
- Jak ty się do mnie odzywasz, dzieciaku?!
Wtedy Edward poczuł, że ma już dość. Ma dość wszystkiego, tego, co się dzieje w jego domu, w jego głowie, całej tej sprawy z Darcy'm. A już na pewno ma dość takiego traktowania i nie ma zamiaru sobie na nie pozwolić.
- Z jakiej racji podnosisz na mnie rękę?!
- Dlaczego na mnie krzyczysz, gówniarzu?! – matka uderzyła go ponownie i wtedy Edward już nie wytrzymał. Oddał jej wymierzony cios.
Wówczas rozpętało się prawdziwe piekło. Matka wpadła w szał i rzuciła się na syna. Edward cały czas krzyczał, że ona nie ma prawa podnosić na niego ręki i, że nie da sobie na to pozwolić, jednocześnie trzymając kobietę za nadgarstki, by powstrzymać ją od zadawania mu bólu.
- Uspokój się, mamo, co ty robisz?! Dlaczego się na mnie wyżywasz?! – Edward czuł słone łzy, które toczyły sobie ścieżkę po jego policzkach. Był przerażony tym, co się działo. Myśli przewijały się w jego głowie, podczas tych okropnych minut, ciągnących się w nieskończoność.
Od dawna wiedział, że matka ma problemy z agresją. Do tego wszystkiego dochodziła jeszcze sprawa z ojcem. Kobieta nie przyznawała się do tego, że nie wszystko było z nią do końca w porządku. Ilekroć Edward próbował delikatnie przemówić jej do rozumu, zbywała go mówiąc, że przesadza.
Nigdy nie spodziewał się, że kiedykolwiek w jego życiu przyjdzie taka chwila. Że kiedykolwiek przyjdzie mu siłować się z matką, która całkowicie straciła świadomość popełnianych czynów. Wpadła w szał, niczym rozjuszony byk, zupełnie nie myślała o tym, co robi.
Jednak Edward zachował pełną świadomość. Brzydził się agresją i przemocą, obawiał się już samego podniesionego głosu. Nigdy w życiu nie chciał się nią kierować i nie miał zamiaru. Dlatego teraz czuł się bezsilny. Czasem życie stawia nas w takiej sytuacji, że musimy zdecydować, czy złamiemy swoje zasady, czy uparcie będziemy się ich trzymać.
Wciąż trzymał wyrywającą się matkę za ręce. Bał się jej puścić bo nie mógł stwierdzić, do czego jest zdolna w takim stanie. Spojrzał jej w oczy, szukając jakichkolwiek śladów zwyczajności, czegoś co przemówiłoby jej do rozsądku i uświadomiło, co właśnie robi. Dostrzegł jedynie czystą nienawiść i to, co zobaczył przeraziło go do reszty.
Wtedy matka go kopnęła.
Edward poczuł, jak w jego umyśle osuwa się jakaś drobna bariera. Matka chce się z nim bić? Naprawdę tego chce? Cóż innego mógł zrobić w tej sytuacji, która wydawała się zupełnie bez wyjścia...
Edward oddał uderzenie, po czym puścił matkę i odskoczył od niej na parę metrów.
- Mamo, co ty robisz?! Nie chcę się z tobą bić, proszę przestań! – krzyczał, gdy zobaczył, że kobieta chwyta za gruby podręcznik leżący na stole i zbliża się z nim do niego.
- Co tu się dzieje?! – Will stanął na szycie schodów i patrzył z góry na potyczkę brata z matką. Chłopak szybko zbiegł na dół i zaczął odciągać kobietę od Edwarda.
- Przestańcie, błagam! – płakał, gdy matka odepchnęła go i na nowo rzuciła się na starszego syna.
- Mamo, przestań! Nie zostawiasz mi innego wyjścia, muszę ci oddawać! Dlaczego mam ci pozwolić po prostu mnie bić?! Kim ty jesteś, żeby mnie tak traktować?! – wrzasnął Edward i wtedy to on wpadł w szał, uderzając matkę gdzie popadnie, byleby to wszystko wreszcie się skończyło.
Matka wbiła mu paznokcie w nadgarstek, tak mocno, że aż poczuł mokrą krew cieknącą z jego skóry. Wtedy zrozumiał, że jedyne co może zrobić to tylko się poddać. Matka nie przestanie, dopóki nie udowodni mu swojej wyższości nad nim.
Tak nie powinno być i zdawał sobie z tego sprawę. Bycie rodzicem nie upoważniało do bicia własnego dziecka. Sam tytuł nie usprawiedliwia niemoralnego zachowania. Dlaczego dzieci mają przyzwalać na takie traktowanie nie próbując nawet walczyć o swoje? Wszyscy jesteśmy ludźmi i powinniśmy szanować siebie nawzajem.
Ale rodzice mieli inne zdanie. To ich powinno się szanować ponad wszelką miarę, pozwalać na wszystko i przebaczać wszystko. Bo jesteśmy tylko głupimi, niewdzięcznymi gówniarzami, którzy bez rodziców nigdzie by nie zaszli. Nawet jeśli tak jest, to wciąż nie upoważnia dorosłych do przemocy na swoich dzieciach. To nie jest coś normalnego, coś takiego nigdy przenigdy nie powinno mieć miejsca w żadnym domu. Na pozór idealna rodzinka, dzieci dobrze się uczą, mają wszystko, czego chcą, rodzice nie są rozwiedzeni... A tak naprawdę w tych czterech ścianach kryją się bolesne sekrety, o których nikt ma się nigdy nie dowiedzieć.
Edward przestał się szarpać i pozwolił matce wyładowywać na nim swoją złość. Nie czuł nawet bólu. Wiedział, że ona sama się poniża, dając upust swoim emocjom w ten sposób. Przemoc to najohydniejsza rzecz na świecie.
W końcu przestała, cała czerwona, z włosami w kompletnym buszu. Na pozór drobna, szczupła kobieta, zmęczona pracą... A mimo to odnalazła w sobie siłę, by zdobyć się na taką agresję, nienawiść i przemoc.
Edward podniósł się, cały obolały z pulsującym nadgarstkiem.
- Brawo. Gratuluję ci. Świetna z ciebie matka.
dawno już nie było rozdziału. niestety, teraz może być tak częściej bo przez szkołę mam na wszystko bardzo mało czasu. jednak nigdy nie porzucę tego opowiadania.
niedawno odkryłam, że tht jest powieścią psychologiczną i posiada praktycznie wszystkie jej cechy. nie zdawałam sobie sprawy, że potrafię pisać w ten sposób i, że na to wszystko jest osobna nazwa. kinda proud <33
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz