Edward's pov
To ten dzień. Jutro nadeszło dziś.
Edward stał przed wejściem do szkoły nerwowo obgryzając opuszki palców. Dookoła niego masa ciał odziana w różnokolorowe szmatki przepychała się do drzwi, co jakiś czas potrącając go w roztargnieniu. Niektórzy przepraszali, kolejni obrzucali go zdegustowanymi spojrzeniami, a jeszcze inni udawali, że nic się nie zdarzyło.
Czarnowłosy trwał w tym dziwnym osłupieniu, nie zwracając uwagi na otoczenie. Do czasu, aż w jego głowie pojawiło się pytanie zadane bezdźwięcznym głosem jego umysłu.
„Co ja tutaj właściwie robię?"
Czasem Edward nie dowierzał swojemu istnieniu. Czuł się jak obserwator, wolny duch, który tylko przebywa w tym ciele i patrzy na wszystko z boku. W takich momentach dostrzegał paradoksy życia, nie mógł uwierzyć w to, do czego zostawał zmuszony każdego dnia. Wszystko jest tak trywialne, że to aż śmieszne. Gdy spojrzy się z bliska na czynności, które wykonujemy każdego dnia, dostrzeże się ich bezsensowność. Chociażby chodzenie do szkoły, siedzenie w ławkach i słuchanie gadania nauczycielki na tematy, z którymi nikt nawet nie chciałby mieć do czynienia. Kto wpadł na ten genialny pomysł wsadzenia młodzieży w różnym przedziale wiekowym do jednego budynku...? I tak właśnie wygląda życie. Czyż nie jest to przerażające? Edward był uczestnikiem w tej farsie, na którą nie miał ochoty. Najgorsza była świadomość. Świadomość, że musiał wykonywać wszystkie te czynności, bez względu na to co o nich myślał. Był jak Edyp. Bohater świadomy swojej tragedii.
Czarnowłosy wzdrygnął się czując kolejne muśnięcie czyjegoś ramienia w okolicy swoich pleców. W myślach z rezygnacją pogodził się ze swoją pozbawioną sensu rutyną i prześlizgnął się razem z innymi do środka budynku. Natychmiast udał się do męskiej łazienki. Szerokim łukiem ominął lustra zawieszone na całej ścianie i zamknął się w jednej z kabin. To było jedyne miejsce, w którym mógł mieć odrobinę prywatności w szkole. Było tu całkiem spokojnie i cicho, a przynajmniej do czasu, gdy ktoś nie włączał suszarki do rąk. Edward zawsze wtedy przeklinał tę osobę i jej chęć posiadania suchych rączek. To wszystko i tak nie miało sensu. Zresztą każdy wie, że te suszarki rozsiewają zarazki.
Auxilio usiadł na zamkniętej klapie i oparł plecak o ścianę. Bał się dzisiejszej konfrontacji z Darcy'm. Zdecydowanie nie był na to gotowy. Nawet nie wiedział czego ma się spodziewać i czemu tak wyolbrzymia całą sytuację. Na pewno nic wielkiego się nie zdarzy, a on się tak na to nastawia. Po prostu musi sobie uświadomić, że dla innych Edward Auxilio znaczy tyle co nic i nikt nie przejmuje się jego osobą. Zresztą ze swoim szczęściem ma jeszcze okazję wszystko zjebać. Dlaczego takie proste błahostki były dla niego ogromnymi trudnościami. Każda rzecz wydawała mu się być niemożliwą do spełnienia uciążliwością. Z niczego już nie czerpał radości, wszystko traktował jedynie jak przykry obowiązek.
Chłopak spojrzał z rezygnacją na wyświetlacz telefonu. Zostało pięć minut do dzwonka, co oznaczało, że może tu jeszcze posiedzieć przez trzy minuty. Edward od zawsze przywiązywał dużą wagę do swoich wspomnień i różnych symboli. Szukał w nich pocieszenia i wsparcia w przeżywaniu kolejnych dni życia. Między innymi właśnie w ten sposób narodził się jego kult Kurta Cobain'a. Kurt był dla niego idolem i cichym autorytetem, ku wielkiej zgrozie jego matki. Gdy Auxilio miał gorszy dzień albo musiał zrobić coś, przed czym bardzo się wzbraniał, powtarzał w myślach po kilka razy „robię to dla Kurta, robię to dla Kurta". I to w jakiś sposób mu pomagało. Uświadamiało, że te wszystkie rzeczy tak naprawdę nic nie znaczą.
- Robię to dla Kurta. - wymamrotał czarnowłosy spomiędzy zaciśniętych warg, po czym z impetem otworzył drzwi od kabiny na oścież.
Gdy spoczęło na nim zaskoczone spojrzenie dwóch chłopaków, palących papierosy przy parapecie, spuścił wzrok w dół i przemknął ku wyjściu z łazienki. W myślach cały czas powtarzał magiczne słowa niby mantrę, kiedy przemierzał korytarze w poszukiwaniu swojego gabinetu. Zjawił się pod drzwiami klasy akurat w momencie, gdy zadzwonił dzwonek. Szybko zajął dawne miejsce w ostatniej ławce przy oknie, nie zwracając uwagi na ludzi dookoła niego. Od razu ogarnęło go dziwne uczucie, więc spojrzał w bok, tym samym łapiąc wzrok Darcy'ego przyglądającego mu się z niepewnością. Edward przełknął wielką gulę w gardle i zmusił się do uniesienia kącików ust w nieśmiałym uśmiechu. Jednak Serenum błyskawicznie odwrócił głowę w inną stronę i zaczął usilnie wpatrywać się w zeszyt leżący przed nim na ławce. Pozostał już w tej pozycji do końca lekcji.
„Czy to się dzieje naprawdę?" - niemo spytał Auxilio, gdy uczniowie zaczęli pakować swoje rzeczy i wychodzić na przerwę. Chciał dogonić Darcy'ego, ale ten zdążył zniknąć zanim czarnowłosy doczłapał się do drzwi. Edward miał wrażenie, że zdążył już coś magicznie zjebać jednym głupim uśmiechem.
„Dlatego już nie powinienem nigdy więcej się uśmiechać." - chłopak pozwolił swoim myślom bezwiednie przepływać, do momentu gdy zobaczył przed sobą znoszone trampki z napisami wysmarowanymi po bokach czarnym markerem.
- Cześć. - usłyszał ciepły głos Serenum, a już po chwili zobaczył jego głębokie zielono-miodowe oczy.
- Hej. - wydusił z siebie w całkowitym osłupieniu.
- Więc, ehm, jest coś o czym chciałbyś ze mną porozmawiać?
- Czemu miałoby coś takiego być? - Edward poczuł jak mimowolnie narasta w nim bunt przeciwko Darcy'emu przeciwko wszystkiemu co dobre. Często mu się to zdarzało. Wolał z czegoś zrezygnować albo być dla kogoś niemiłym byleby tylko powiedzieć „nie", nie zgodzić się z kimś, wybrać własną ścieżkę, nawet jeśli jest ona nieodpowiednia. Pamiętał, że jednego dnia, gdy był młodszy, rodzice zabrali go na plac zabaw. Podszedł do niego wówczas jeden z chłopców i spytał o imię. Mały Auxilio odparł, że to nie jego sprawa, tylko po to by sprawdzić reakcję chłopczyka. Wiedział, że nie powinien odzywać się w ten sposób, ale jakiś rodzaj eksperymentalnej ciekawości zmusił go do tego.
- Nie wiem, tak tylko myślałem... - odparł Darcy zaskoczony nieprzyjemnym tonem głosu wyższego chłopaka.
- A więc źle myślałeś. Uczepiłeś się mnie od samego początku szkoły, jakbyś chciał mnie zmusić do tego, abym się z tobą zadawał. Jeśli myślisz, że potrzebuję przyjaciela bo spędzam sam wszystkie przerwy i przybyłeś mi na ratunek, to wiesz co? Obejdzie się, dziękuję bardzo. - Edward prawie wykrzyczał ostatnie słowa, po czym wyminął Darcy'ego, zostawiając go samotnego i zagubionego na środku szkolnego korytarza.
chciałam tylko dodać, że ta historia jest przeze mnie dość głęboko przemyślana i chciałabym nią coś przekazać. dlatego każdy ruch jest zamierzony, ale to w sumie mało istotne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz