Darcy's pov
Darcy został brutalnie wyrwany ze swojego romantycznego snu, pełnego burzliwych ekscesów z Sherilyn w roli głównej. Natarczywy dźwięk szczekania psa sąsiadów kłuł go w uszy i bezlitośnie wpełzał do jego umysłu, siejąc w nim spustoszenie.
- Kurwaaa... - chłopak jęknął ze złością i szczelnie nakrył głowę kołdrą. Na niewiele się to zdało; szczekanie wciąż przebijało się przez materiał, a Darcy zaczął się obawiać, że za chwilę będzie mu grozić śmierć poprzez uduszenie w gorącej, ciasnej przestrzeni.
Sfrustrowany odrzucił kołdrę i sięgnął po telefon. Była czwarta rano. Gdyby odsłonił rolety byłby pewnie w stanie dostrzec pierwsze promienie wschodzącego słońca i powoli rozjaśniające się niebo.
Czwarta rano była dobrą godziną. Przynajmniej nie była tak przerażająca jak trzecia, która po obejrzeniu niezliczonej liczby horrorów, kojarzyła mu się tylko i wyłącznie z godziną szatana. Czwarta rano nie była ani nocą ani dniem. Była czymś pomiędzy, co czyniło ją niezwykłą i różniło od reszty.
Mimo to wciąż było za wcześnie, by wstać i zacząć dzień. Darcy'emu należało się jeszcze kilka godzin snu, tym bardziej, że była sobota, a więc jedyny dzień, w którym miał szansę wylegiwać się w łóżku do dwunastej. Wiedział, że skoro już się obudził to pewnie będzie miał problemy z ponownym zaśnięciem. Tak było zawsze.
Zaczął się zastanawiać, co może teraz robić Sherilyn. Za kilka godzin zobaczy ją po raz pierwszy na żywo. Żołądek ściskał mu się w supeł, gdy o tym myślał. Tak bardzo się bał, a jednocześnie był ogromnie podekscytowany i pobudzony. W takim stanie mógł się już pożegnać z szansą na dłuższy sen.
Niepewnie obracał telefon w dłoni, gdy w końcu mimowolnie otworzył dymek czatu z Sherilyn. Nie chciał wyjść na natręta i się jej naprzykrzać... Tylko że, ona wciąż krążyła w jego myślach i nie był w stanie wyrzucić jej z głowy.
„Czy tak wygląda zauroczenie?" - pomyślał wpatrując się w wymieniane z nią wiadomości. Lubił do nich wracać i przeczytał je wszystkie już niezliczoną ilość razy. Niedługo, jak tak dalej pójdzie, będzie je znał na pamięć.
rebelwithoutacause: cześć. śpisz?
Darcy i tak nie miał nic do stracenia. Najwyżej Sherilyn odpisze mu rano. Zresztą nie spodziewał się, żeby o czwartej wciąż była na nogach.
minutebyminute: Jeszcze nie. Nie mogę zasnąć.
Serenum uniósł brwi w zaskoczeniu, gdy dostał powiadomienie z wiadomością od Sherilyn. Jego serce zaczęło bić odrobinę szybciej, jak zawsze gdy z nią pisał.
rebelwithoutacause: ja też nie mogę. boję się trochę naszego spotkania.
minutebyminute: Też się trochę obawiam. Nie wiem czy mnie polubisz, gdy zobaczysz jaka jestem w realu.
rebelwithoutacause: na pewno cię polubię. dla mnie jesteś jedyna w swoim rodzaju.
minutebyminute: Kochany jesteś, Serenum <3
rebelwithoutacause: <33
minutebyminute: Powiedziałabym ci coś, ale zabrzmiałoby to dziwnie...
rebelwithoutacause: wal śmiało.
minutebyminute: Lepiej nie... To chyba nie byłby dobry pomysł.
rebelwithoutacause: teraz już musisz powiedzieć bo inaczej cały czas będę się zastanawiał, co miałaś na myśli.
minutebyminute: No więc... Ogólnie to nie jest nic takiego, tylko tak sobie pomyślałam. Że jesteś najlepszym chłopakiem, jakiego kiedykolwiek poznałam i jeśli miałabym kiedykolwiek z kimś być to chyba tylko z tobą.
Darcy wpatrywał się w wiadomość w osłupieniu. Krew szumiała mu w uszach, a serce rzucało się w jego piersi, jak gdyby chciało wyrwać się ze zbyt ciasnej klatki.
minutebyminute: Halo...?
rebelwithoutacause: wow. mam dokładnie tak samo.
minutebyminute: Haha, to dobrze <3 Dobranoc Darcy.
rebelwithoutacause: dobranoc.
Darcy nie mógł uwierzyć w to co właśnie przeczytał. Sherilyn podzielała jego uczucia. Chciała być razem z nim. Wszystkie jego marzenia miały się urzeczywistnić. To nie mogło się dziać naprawdę. Serenum nie posiadał się ze szczęścia, a w sercu czuł przyjemne ciepło, które rozlewało się po całym jego ciele i po chwili otuliło go do snu.
xxx
Chłopak wstał cały w skowronkach. Zbiegł na dół, by pomóc mamie przyszykować śniadanie. Udało mu się nawet pocałować ją w policzek i nie stłuc niczego w drodze do jadalni.
- Darcy, coś się stało? - spytała matka patrząc na niego z uśmiechem i konsternacją w oczach.
- Nie, mamo, nic się nie stało. Czy nie mogę po prostu być miły dla moich rodziców? - brunet z trudem powstrzymał się od przewrócenia oczami.
Ojciec spojrzał na niego znad gazety i kanapki z dżemem morelowym. Posłał mu obojętny uśmiech i wrócił do czytania.
- Dzięki mamo. - rzucił Darcy, po czym wstawił talerz do zmywarki i szybko wbiegł po schodach do swojego pokoju.
Chciał wyglądać dobrze podczas pierwszego spotkania z Sherilyn, ale jednocześnie wciąż pozostać sobą. Nie był do końca pewny, co włożyć, ale ostatecznie udało mu się wybrać coś w miarę schludnego, co nadal pozostawało w jego stylu. Kilka razy przejrzał się w lustrze poprawiając włosy, aż w końcu wybiegł z domu, żegnając się w pośpiechu z rodzicami.
„Może powinienem kupić jej kwiaty? Ale nie, to byłoby zbyt niezręczne... Ale może jednak wypadałoby cokolwiek jej dać? Nie, to też głupie..." - myślał Darcy, kopiąc drobne kamyczki po drodze do kawiarni.
Gdy znalazł się tuż w pobliżu sklepu, w pierwszym odruchu miał ochotę po prostu uciec. Zaszyć się w jakimś kącie, wyrzucić telefon do rzeki i udawać, że nie istnieje. Ale nie mógłby tego zrobić Sherilyn. To byłoby nie w porządku. Zresztą, nie może być aż tak źle... Darcy wolał się nad tym nie zastanawiać i przegonić złe myśli, choć w głębi duszy bał się, że się jej nie spodoba albo, że inaczej go sobie wyobrażała i po tym spotkaniu cała ich relacja legnie w gruzach.
Serenum wzdrygnął się, jak gdyby strząsał z siebie wszystkie pesymistyczne przypuszczenia. Wziął głęboki wdech i pociągnął za klamkę. Szybko rozejrzał się po pomieszczeniu i zorientował się, że Sherilyn jeszcze nie przyszła. Podszedł do stolika na końcu sali i zajął miejsce koło ściany. Jego wzrok nerwowo przemieszczał się od zegara postawionego na barku do drzwi wejściowych, w których w każdej chwili mogła pojawić się dziewczyna.
Było dziesięć minut po czasie, gdy drobna dłoń Sherilyn nacisnęła na klamkę. Darcy natychmiast skupił na niej spojrzenie. Dziewczyna była niewysoka, szczupła, ale nie wychudzona. Miała ciemne włosy do ramion i duże, sarnie, brązowe oczy. Sprawiała wrażenie nie do końca pewnej siebie, może nawet trochę zagubionej. Darcy od razu przyznał jej miano niezwykłej. Nie,dlatego że rzeczywiście się taka wydawała. Tylko, dlatego że poprzez miesięczne wymienianie z nią wiadomości, pozbawione jakiejkolwiek namacalnej cząstki realnej styczności, Sherilyn stała się dla niego postacią niemal eteryczną. Sama możliwość zobaczenia jej na żywo była czymś niezwykłym. Ten akt wydawał się irracjonalny,jak gdyby był zupełnie nie na miejscu. Niczym ciemne chmury kłębiące się na niebie poprzedzały nadejście burzy, tak ich spotkanie zwiastowało zakończenie pewnej ery.
tak bardzo się nienawidzę za skończenie w takim momencie. przepraszam wszystkich poszkodowanych. może postaram się szybciej napisać następny rozdział bo ostatnio to trochę zaniedbałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz