Edward's pov
Edward prześlizgnął się między ławkami i pomknął do wyjścia zanim Serenum zdążyłby złapać go za ramię. Unikał chłopaka już od dwóch tygodni. Nie miał ochoty słuchać, co punk ma jeszcze do powiedzenia na jego temat. A jeśli chce go przeprosić, to niech się wypcha. Swoje przeprosiny może mu wsadzić... Przepraszanie było, według Edwarda, oznaką słabości. Ludzie, którzy się mylą i popełniają błędy zawsze okazują skruchę. Jeśli czujesz, że będziesz czegoś żałował w przyszłości, po prostu powstrzymaj się od robienia tego.
„Przepraszam." - Auxilio smakował w ustach godne pożałowania słowo. On sam nie miał problemów z przepraszaniem. Ale to wszystko tak naprawdę nic nie znaczyło. Tak samo jak „kocham cię" i inne „magiczne" słowa. Ludzie mówią w ten sposób tylko po to, by ugłaskać innych i zdobyć ich przychylność.
„Przepraszam, przepraszam, przepraszam." - nudne do porzygu i takie monotonne. Ludzkość mogłaby w końcu wpaść na coś nowego, zamiast tych utartych „magicznych" wiązanek.
Słowa nie mają sensu. Można je wypowiadać na okrągło, ale tak naprawdę nic nam nie dają. Dobrze jednak wiedzieć, że jednym wyrazem można odmienić cały swój los.
Edward zamknął za sobą drzwi wejściowe do szkoły. Padał lekki deszczyk, na chodnikach różnokolorowe tęcze mieniły się w brudnych odbiciach kałuż. Chłopak nie zwracał uwagi na przemoczone buty i niemalże z lubością stawiał stopy w wodzie. I tak nikt się tym nie przejmie.
Po krótkiej chwili Auxilio dotarł do domu. Odstawił mokre trampki w korytarzu i wszedł do kuchni. Stół był pięknie zastawiony, a na nim piętrzyły się stosy potraw.
- Głodny? - spytał ojciec, który już czekał na niego z Will'em.
- Jasne. - odparł chłopiec zostawiając plecak w przedpokoju i zajmując swoje miejsce przy stole. Ostatnio ojciec był dla nich wyjątkowo miły. Jakby próbował ich przekupić na swoją stronę różnymi sposobami. Jedzeniem, jakimiś drobnostkami, wyjazdami, zakupami itd. W rzeczywistości nawet z nimi nie rozmawiał i Edward szczerze wątpił, czy w ogóle obchodzi go ich życie. Może tknęło go sumienie lub po prostu chciał wyjść na dobrego ojca, gdy dojdzie do rozprawy sądowej z matką.
Czarnowłosy przyglądał się spokojnie, jak ojciec nakłada ziemniaki na jego talerz. Nie miał zamiaru się odzywać, dopóki nie uzna, że to konieczne. Nie chce, żeby tata myślał, że udało mu się przeciągnąć go na swoją stronę nic nie znaczącymi gestami.
- Ale pyszne tato! - zachwalił Will posyłając ojcu uśmiech uznania. No tak. Z młodym było inaczej. Nadal jeszcze chciał wierzyć, że rodzice nie mają ich kompletnie gdzieś. Nie znał jeszcze życia tak dobrze jak Edward. Starszy brat ani trochę go o to nie winił. W domu było ciężko, a chłopiec po prostu chciał zachować namiastkę rodziny.
- A tobie smakuje Edward?
- Mhm, bardzo dobre. - odparł zdawkowo nie spuszczając wzroku z talerza.
- Chłopcy, mam dla was niespodziankę. Chcielibyście pojechać ze mną do Paryża za tydzień?
Edward spojrzał na brata, któremu zaświeciły się oczy.
- Oczywiście, że tak! Co nie, Edward?
- Tak, myślę, że będzie całkiem miło. - odparł czarnowłosy siląc się na uśmiech. Wyjazd nie mógł być taki zły, chociaż i tak nie zmieniłoby to jego stosunku do taty. Zgadzając się poczuł dziwny ucisk w brzuchu, jakby robił coś niewłaściwego względem mamy. Tak było zawsze. Chłopcy musieli wybierać pomiędzy jednym rodzicem a drugim i uważać na wszystko, co robią i mówią, aby nie zostało źle odebrane przez któregoś z nich.
- Świetnie. - ojciec zakończył rozmowę zadowolony z siebie. Do końca posiłku przy stole zapanowała cisza.
Edward zamknął się w swoim pokoju i ciężko opadł na poduszki. Chwycił telefon i zaczął przeglądać social media. Głupi nawyk, który zjadał masę czasu. Ale przynajmniej dzięki temu opóźniał moment, w którym będzie musiał siąść przed książkami i pouczyć się na następny dzień. Po chwili usłyszał skrzypnięcie otwieranych drzwi na dole. Mama wróciła.
Czarnowłosy od razu usłyszał podniesione głosy dochodzące z salonu. Niepewnie otworzył drzwi od pokoju, aby móc więcej usłyszeć i zobaczył, że naprzeciwko Will robi dokładnie to samo.
- Znowu coś kupiłaś bez mojej zgody?!
- Co ci przeszkadza ten głupi stołek? Dlaczego mam pytać cię o zgodę, skoro to też mój dom.
- Właśnie, dlatego że to nie jest tylko twój dom! Możesz go sobie trzymać w pokoju.
Ojciec chwycił przedmiot kłótni i zaniósł go do pokoju matki, który był dobrze widoczny od strony Will'a dlatego Edward szybko stanął tuż obok swojego brata.
Rodzice zaczęli jednocześnie popychać stołek. W końcu ojciec odrzucił przedmiot na bok i chwycił matkę za gardło. Potem wszystko zaczęło się dziać bardzo szybko.
Will zbiegł po schodach i próbował odciągnął mężczyznę ze łzami w oczach bezsilnie uderzając go w tył pleców. Edward zaczął biegać po domu i krzyczeć, że dzwoni na policję, ale jak na złość nigdzie nie mógł znaleźć telefonu. W końcu chwycił go trzęsącymi się dłońmi i zaczął wykręcać numer.
- Stój! Nie rób tego! - wydyszał ojciec puszczając krztuszącą się matkę, która próbowała złapać powietrze. W jednej sekundzie wstała na równe nogi i zaczęła drapać mężczyznę po szyi zostawiając na skórze krwawe ślady. W międzyczasie uderzała go w czubek głowy, a ojciec ciągnął ją za brzeg bluzki. Will stał za nimi i krzyczał, błagał, by przestali.
- Halo, dzień dobry, proszę przyjechać... - głos Edwarda panicznie drżał, gdy próbował złożyć kupkę słów w jedno zdanie. Ojciec zdążył do niego dobiec i wytrącić mu telefon z ręki. W tym czasie matka chwyciła torebkę, wsiadła do samochodu i odjechała z piskiem opon.
- Jak mogłeś, jak mogłeś podnieść rękę na kobietę, na naszą matkę! - wrzasnął Edward patrząc z wściekłością na ojca. - Will, chodź!
Pociągnął brata za rękę i razem pobiegli na szczyt schodów, by ukryć się w pokoju Edwarda.
- Ubieraj się, nie możemy zostać w tym domu ani chwili dłużej. - Edward chwycił pierwszy z brzegu plecak, jaki wpadł mu w ręce i zaczął na oślep wciskać do niego drobniaki, legitymację i pobity telefon. Z dołu dobiegło ich głośne trzaśnięcie drzwiami. Ojciec gdzieś pojechał.
- Szybko, szybko, teraz mamy szansę, żeby uciec! - czarnowłosy poganiał swojego brata. Chłopcy zbiegli po schodach na dół. Will pociągnął za klamkę.
- Kurwa, zamknięte!
- Zostań tu i wyglądaj przez okno, czy ojciec nie nadjeżdża. - Edward szybko wbiegł z powrotem po schodach do swojego pokoju, by wziąć klucze. Nawet nie zwrócił uwagi na to, że jego mały braciszek właśnie przeklnął. Był w szoku. Ale to przerażenie go napędzało, sprawiało, że umiał jasno i przejrzyście ocenić sytuację. Miał przed sobą prawdopodobnie najważniejszą misję do wykonania.
Czarnowłosy zbiegł na dół z kluczami w dłoni i szybko przekręcił je kilka razy w zamku. Za pierwszymi dwoma razami mu nie wychodziło. Miał śliskie ręce i klucze wypadały mu z dłoni. W końcu usłyszał kliknięcie i zamek ustąpił.
- Biegnij Will! - krzyknął bez tchu na brata i oboje popędzili kamienistą drogą. - Staniemy dopiero tam, przy rozwidleniu dróg. Dasz radę tyle dobiec?
- Tak. - odparł młodszy Auxilio. Był wciąż zapłakany, a jego drobna twarz czerwieniała z nadmiaru emocji.
Chłopcy zatrzymali się w umówionym miejscu. Edward gwałtownie chwycił brata w objęcia.
- Jesteś dzielny, Will, wiesz o tym, prawda? Musimy trzymać się razem. Trzymaj się mnie, a nic złego ci się nie stanie. - czarnowłosy delikatnie gładził rozpłakanego Will'a po głowie. Skąd nagle znalazło się w nim tyle odpowiedzialności i rodzicielskich uczuć? Jak to się dzieje, że w obliczu niebezpieczeństwa zawsze wiemy, co robić...
- Okej, więc taki jest plan. - Edward zaczął ponownie iść wzdłuż ścieżki ciągnąc za sobą brata. - Znajdziemy ustronne miejsce. Zadzwonimy stamtąd do matki ojca i powiemy jej, co dzieje się w naszym domu już prawie od roku. Nie może żyć w wiecznej nieświadomości. To co się stało przekroczyło wszystkie granice. Już zawsze będę miał przed oczami obraz ojca duszącego moją matkę.
Will tylko skinął głową. Był zbyt zszokowany, by cokolwiek z siebie wydusić.
- Po prostu czasem tak strasznie nienawidzę mężczyzn. Czy oni nie są całym złem tego świata? Gwałty, pobicia... Aż mi wstyd, że sam należę do płci brzydkiej. Ale nigdy bym się nie spodziewał, że ojciec podniesie rękę na matkę. Będę miał traumę do końca życia. Nie wiem jak będę teraz w stanie jeść z nim obiadki, rozmawiać, czy w ogóle przebywać blisko niego. Po prostu sobie tego nie wyobrażam. Nie chcę mieć już z nim więcej do czynienia. - Edward spojrzał na brata i ścisnął delikatnie jego dłoń. Chłopiec cały się trząsł.
Bracia doszli na przystanek. Edward rozejrzał się dookoła. Wszystkie miejsca były odsłonięte, a oni musieli znaleźć takie, w którym mógłby na spokojnie porozmawiać z babcią. Oczywiście, ojciec nie powiedział jej o tym, że od dłuższego czasu nawet nie odzywa się do swojej żony. A jeśli już to tylko po to, by się z nią posprzeczać. Edward nie chciał się mieszać w sprawy między nimi, choć uważał, że tajenie takich informacji przed swoimi rodzicami jest bardzo nieodpowiednie. Ale teraz miarka się przebrała. Czarnowłosy musiał coś w końcu zrobić. To właśnie była jego największa misja i powinność. Ponieważ on, Edward Auxilio, walczył w imię sprawiedliwości.
- Szlag by to! - czarnowłosy klnął jak szewc przemierzając przystanek. Will kręcił się u jego boku.
- Nie mamy wyjścia, musimy iść na cmentarz. - Edward chwycił brata za rękę i szybko podszedł do czarnej bramy cmentarnej. Popchnął ozdabiane pręty i razem z Will'em znalazł się w środku cmentarza. Było tutaj cicho, a samo miejsce dawało poczucie bezpiecznego schronienia. Edward skręcał w cmentarne uliczki, by chwilę potem zmienić bieg trasy. Czuł się jak w cholernym labiryncie. W końcu zobaczył brukowane podwyższenie wystające z drogi do jednego z grobów.
- Tutaj będzie w porządku. Nic nam się tutaj nie stanie. Usiądź i poczekaj, aż porozmawiam z babcią. - poinstruował starszy brat i zaczął przeglądać telefon w poszukiwaniu odpowiedniego numeru. Po chwili nacisnął przycisk „zadzwoń". Z bijącym sercem przysiadł koło Will'a i czekał na chwilę odebrania telefonu.
- Szlag! Babcia zmieniała numer i z tego już praktycznie nie korzysta. Na śmierć o tym zapomniałem. Will, masz do niej numer? - Edward czuł jak zaczyna wpadać w panikę, serce tłukło się w jego piersi, a ręce i kolana drżały.
- Poczekaj, sprawdzę. - Will zaczął przeglądać telefon, by po chwili podać bratu właściwy numer.
- Halo. - odezwał się głos w słuchawce.
- Halo, kto mówi? - Edwardowi wydawało się, ze zamiast głosu z jego gardła wydobywa się przeraźliwy pisk.
- A z drugiej strony kto mówi?
- Edward, możesz dać mi babcię, proszę. - Edward drżał, gdy rozpoznał w telefonie głos swojej ciotki.
- Jasne, jasne, chwila.
Edward zaczął wyłamywać sobie palce ze zdenerwowania, jego nogi nie były w stanie go utrzymać, więc opadł ciężko na murek.
- Halo, Edward. Co słychać?
- Babciu, wiesz dlaczego tak długo unikałem kontaktu z tobą? To, dlatego że nie wiedziałaś o tym, co dzieje się w naszym domu. I chyba trochę cię za to winiłem. Że żyjesz w tej niewiedzy. Ale najwyższy czas, żebyś wszystkiego się dowiedziała.
Po dziesięciu minutach Edward zakończył opowiadać babci historię sporu rodziców. Kobieta była przerażona i sama nie wierzyła w to, co słyszy. Rozłączyła się, by jak najszybciej zadzwonić do swojego syna, mimo że czarnowłosy panicznie obawiał się jego reakcji. W końcu wreszcie opowiedział całą prawdę. Czuł jak wielki kamień spadł z jego serca. A jednocześnie strasznie, okropnie, przerażająco się bał.
- Will, słuchaj. Ojciec jest nieprzewidywalny. Nie wiadomo, jak się zachowa, gdy dowie się, że nagadałem wszystko babci. Naprawdę zacząłem się go bać. Musimy jak najszybciej stąd odjechać, jesteśmy zbyt blisko domu.
- Ale chyba nie myślisz, że tata mógłby nam coś zrobić? Chyba nie przyjechałby tu po nas. - Will wpatrzył się w brata z nadzieją na potwierdzenie swoich słów.
- Szczerze, Will? Po nim można się wszystkiego spodziewać. Chodźmy szybko na przystanek, może uda nam się złapać autobus.
Chłopcy popędzili z powrotem poprzez cmentarne aleje. Edward zdyszany zaczął przeglądać rozkład jazdy, nie zwracając uwagi na ludzi patrzących się na niego jak na dziwaka.
- Kuuurwa, właśnie nam odjechał autobus. Następny jest za dziesięć minut. - Edward czuł jak zaczyna tracić panowanie nad sobą. Pot lał się z jego czoła, ręce nie chciały przestać się trząść. Byli na otwartej przestrzeni. Stąd ojciec miałby do nich łatwy dostęp.
- Za tę ciężarówkę! - krzyknął Will wskazując na biały samochód, który wyglądał jak dobra kryjówka. Chłopcy szybko schowali się za pojazdem, dysząc ciężko.
- Dobra, teraz tylko to przeczekać. Damy radę. - Edward ścisnął mocno dłoń młodszego brata. Był przerażony i zaczynał panikować, ale przed Will'em wciąż starał się udawać, że panuje nad sytuacją. Gdy usłyszał dźwięk dzwoniącego telefonu aż podskoczył, a trzymany przedmiot wyślizgnął się z jego dłoni.
„Tata dzwoni" pokazywał wyświetlacz.
Edward miał wrażenie, że zaraz zemdleje. Szybko wcisnął przycisk „odrzuć".
- Do mnie też dzwoni. - szepnął przerażony Wikk.
- Nie odbieraj!
Edward czuł się jak w cholernym horrorze. To wszystko nie mogło dziać się naprawdę, po prostu nie mogło. Był ofiarą, a potworem i oprawcą... Cóż, jego własny ojciec, we własnej osobie.
- Jezu, Edward! Patrz! - Will szarpnął go za ramię i z trupio bladą twarzą wskazał zbliżający się punkt w oddali.
Ojciec. Przyjechał po nich.
Jego czarny samochód był coraz bliżej i bliżej. Edward już wiedział, że nie mają szans, by uciec.
- Will wstawaj! - krzyknął płaczliwie ciągnąc chłopca za bluzkę. - Może damy chociaż radę dobiec do końca ulicy, gdzie są ludzie.
Wiedział, że to nieprawda. Nie daliby rady. Ale i tak chwycił brata za dłoń i zaczęli biec. Biegli i biegli, aż ich nogi zaczęły piec z bólu i ogromnego wysiłku. Nie zważając na to, wciąż biegli z nadzieją tlącą się w ich sercach.
Usłyszeli głośny dźwięk klaksonu i odgłos parkującego samochodu. Chwilę później zobaczyli ojca wysiadającego z auta. Miał czerwoną twarz i przekrwione oczy. Nie wyłączył samochodu.
- Hej, czekajcie. Co robicie? - spytał podchodząc do nich.
- Co od nas chcesz? - wrzasnął Edward przytulając do siebie brata. - Co chcesz nam zrobić?!
- Gdzie idziecie? Czemu uciekliście z domu? - ojciec był coraz bliżej, aż w końcu stanął przed nimi w całej okazałości. Potężny, rosły i silny. Nikt nie miał z nim szans.
- Jak możesz pytać się czemu? Jak mogłeś uderzyć naszą matkę?! Nie zapomnę tego widoku do końca życia! - Edward darł się, aż czuł jak jego gardło zaczyna stawiać mu opór.
- Po prostu się wyprowadź i daj nam spokój! Boimy się ciebie! - dodał dzielnie Will.
- Po prostu puściły mi nerwy. Zresztą ona też mnie pobiła. No i po co dzwoniłeś do babci? - ojciec wzruszył ramionami. Edward poczuł jak gniew zaczyna w nim wzbierać.
- Ale to ty zacząłeś!! Jak mogłeś w ogóle uderzyć kobietę?!
- Porozmawiajmy o tym w domu... - zaczął ojciec i spróbował złapać Will'a za ramię, ale brat szybko go odciągnął. - Gdzie jedziecie?
- Do babci. - odparł Edward gniewnie. - Za chwilę mamy autobus.
- Mogę was zawieść. - zaoferował mężczyzna.
- Nie, idziemy sami. Will, biegnij na przystanek! - Edward wypuścił brata z objęć i obaj zaczęli biec ile sił w nogach, gdy zobaczyli nadjeżdżający autobus. Starszy obrócił się przez ramię, żeby zobaczyć czy ojciec puścił się za nimi w pościg. Nie. Stał dalej w tym samym miejscu, wściekły i czerwony ze złości.
- Will, wskakuj. - Edward pomógł bratu wejść do środka pojazdu. - Masz pieniądze na bilet?
Chłopiec skinął głową i podał starszemu bratu garść monet. Edward wyłuskał odpowiednią ilość i po chwili razem z Will'em siedzieli razem na tyłach autobusu. Czarnowłosy był wykończony. Nie wiedział, czy jego serce było w stanie tyle wytrzymać. Oparł spoconą głowę o chłodny materiał siedzenia.
- Will, wszystko w porządku?
- Mhm. - młodszy Auxilio zapatrzył się w okno.
„Biedny chłopiec... Nie zasłużył na to wszystko." - pomyślał Edward patrząc na brata z czułością.
Po jakimś czasie chłopcy wysiedli na odpowiednim przystanku. Mieszkanie babci wydawało się najrozsądniejszą opcją. Nie miał pojęcia gdzie indziej mogliby pójść. W końcu cali brudni i wykończeni stanęli przed drzwiami domu kobiety.
- Moje maleństwa! - babcia złożyła dłonie na ich widok. W jej oczach szkliły się łzy.
Edward wpuścił Will'a przodem. Sam wtoczył się do mieszkania chwilę po nim. Nagle poczuł, że robi mu się słabo. Nogi nie były w stanie go utrzymać. Upadł prosto na wełniany dywan babci, a po chwili ogarnęła go aksamitna ciemność.
ciężkie sytuacje pozwalają nam zobaczyć jak silni jesteśmy i jak dużo jesteśmy w stanie wytrzymać. pokazują nasza silna wolę i determinację. zdobywamy dzięki nim doświadczenie i uczymy się, jak ciężkie potrafi być życie.
nie pytajcie czym na to zasłużyliscie. tu nie chodzi o żadne zasługi. nie zmuszajcie się do wybaczania. jeśli czujecie, że coś dzieje się wbrew Waszym pogladom, nie przymykajcie na to oczu i nie wybaczajcie bo tak jest najłatwiej. działajcie. walczcie o siebie i o to w co wierzycie. nie pozwólcie sobie nic wmówić. nie musicie wybaczać, jeśli uważacie, że coś jest nie do wybaczenia. nie dawajcie kolejnych drugich szans, jeśli czujecie się zmęczeni i skrzywdzeni. róbcie tylko to, co jest zgodne z Waszymi poglądami.
walczę o sprawiedliwość i prawdę i to one są moimi wyznacznikami. i jeśli myślicie, że nikogo nie obchodzi, mnie obchodzi.
2613 slow. najważniejszy do tej pory rozdział.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz